piątek, 12 marca 2010

"Bordello Alternativo"



Co się dzieje, kiedy Twój pomysł przeradza się w rzeczywistość ? Kiedy stworzona wyłącznie przez Ciebie strona internetowa, w pierwszym miesiącu swojego istnienia notuje ponad sto tysięcy odwiedzin ? Co jeśli po trzech miesiącach funkcjonowania jest już na językach absolutnie wszystkich ? Co się dzieje, kiedy po pierwszym roku egzystencji w sieci, Twoje "dziecko" przynosi dochód powyżej miliona, po trzech latach pięciu milionów, po pięciu - trzydziestu... ? Co jeśli po sześciu latach ekspansja Twojego pomysłu na skalę światową jest nie tyle ekscytująco możliwa, co najzwyklej oczywista ? Wtedy, przestajesz bezustannie myśleć o rozroście. Nie pracujesz już więcej nad poprawkami i niedociągnięciami własnego produktu. Nie myślisz dniami i nocami nad dodatkami i sugestiami użytkowników. Wtedy zaczyna się prawdziwe życie...

Kupujesz mieszkanie, z którego nikomu nie chce się wychodzić na zewnątrz. Wypełniasz je telewizorem, szerszym niż rozpiętość Twoich ramion, łóżkiem będącym w stanie pomieścić całą Twoją rodzinę, systemem audio tak głośnym, że zrywa ludziom gacie z dupy samą siłą dźwięku... Sprowadzasz zagraniczne auto, z siedzeniami obitymi skórą tak delikatną, że od samego jej dotyku mężczyźni dostają mimowolnego wzwodu a kobietą nastroszają się sutki. Pojawiasz się na wykwintnych bankietach, na których nie znasz nikogo, ale wszyscy znają Ciebie. Słowem które definiuje Twoje nowe życie, staje się "prywatne". Masz prywatne stoliki w restauracjach, prywatnego krawca i fryzjera, prywatne usługi telefoniczne i internetowe, prywatnego asystenta, którego wyłącznym zadaniem jest prewencja grymasu niezadowolenia na Twojej twarzy. Kobiety, których nigdy nie poznasz chciałyby się z Tobą przespać choć raz. Mężczyźni, których nigdy nie ujrzysz biorą Cię za wzór sukcesu. Każdy, absolutnie każdy, chciałby mieć prywatny numer Twojego telefonu komórkowego, tylko po to, żeby móc się nim pochwalić przed innymi. Zanim przekroczysz granicę trzydziestu lat, osiągasz prestiżowy status społeczny, który onieśmiela ludzi do tego stopnia, że nie patrzą Ci się w oczy przy prostej konwersacji. Co się dzieje, kiedy możesz mieć wszystko, wszystkich, wszędzie ? Przestajesz marzyć, przestajesz pragnąć.. a ludzie którzy nie marzą i nie pragną umierają od środka.
Tęsknisz za poczuciem bycia przeciętną jednostką, normalnym człowiekiem. Przyziemnym i anonimowym. Wiesz jednak, że nie ma powrotu. Nawet gdybyś rozdał wszystko co zdobyłeś, utracił cały majątek, nie zostaniesz zapomniany. Nie zostawią Cię w spokoju. Twoje nazwisko wbiło się w medialną matnię. Prasa kocha ludzi sukcesu, ale jeszcze bardziej kocha ich porażkę, upadki, poniżenie. Kto zresztą chciałby się pozbyć swoich pieniędzy, słodkiej niezależności, niekończących się wygód... Stajesz się więźniem własnej, elitarnej egzystencji. Problemy większości ludzi nie są Twoimi problemami. Obojętniejesz. Piękne kobiety, idealne boginie, same wpraszają się do Twojego łóżka, a rano same się z niego wykopują. Drętwiejesz. Pieniądze nie przestają napływać choć nie robisz już kompletnie nic produktywnego. Czujesz pustkę. Wszyscy chcą być Twoimi przyjaciółmi i spędzać z Tobą czas. Przesiąka Cię nuda... Ty pragniesz tylko pragnąć, ale już nie potrafisz. Pochłania Cię autodestrukcja.

Pijesz więc alkohol hektolitrami. Smak pięćdziesięcioletniego koniaku wypitego poprzedniej nocy, zmywasz jeszcze starszym winem wytrawnym, zanim umyjesz zęby. To bez znaczenia. Sztab ludzi dbający o Twoje interesy zrobi wszystko byś nie cierpiał z powodu kaca, byś nie miał opuchniętych powiek i by Twoja skóra twarzy była czysta i miała zdrowy, pseudo naturalny kolor. Zaczynasz wszczynać burdy, być opryskliwy dla ludzi, celowo potrącać ich ramieniem... To na nic. Ochrona żadnego miejsca pracy, żadnego lokalu czy sklepu, nie pozwoli skrzywdzić jednego ze swoich najważniejszych klientów nikomu. Sięgasz więc po używki choć od samego początku nie są niczym specjalnym. Masz je na wyciągnięcie ręki, ma je każdy i zawsze. Elegancko ubrani dilerzy, będą wkładać w Twoje dłonie woreczki z kokainą za darmo, tylko po to by móc nawiązać kontakty z ludźmi z Twojego otoczenia i zbijać dziesiątki tysięcy tygodniowo. To już nie jest tematem tabu. Nie musisz się z nimi ukrywać. Możesz wciągać, żachać, palić, połykać i szprycować się przy wszystkich. Jesteś człowiekiem pod wielką presją, Twoje życie jest przepełnione stresem, Twój kalendarz jest pełny po brzegi. Masz prawo sobie poużywać tak samo ja wszyscy inni, każdy to zrozumie. Możesz w duecie wciągać kokę z księdzem, z jednej srebrnej łyżeczki do herbaty i nikt nawet nie mrugnie. Dezaprobata ominie Cię szerokim łukiem. Spłynie po płaszczu twych pieniędzy i sławy, jak drobny wiosenny deszczyk. Możesz się nawet stać mordercą. Tak, możesz kogoś zabić, jeśli masz na to ochotę. W więzieniu siedzą wyłącznie biedacy. Zastępy prawników, którzy za Twoje pieniądze mają zamiar wybudować swoje domki letniskowe nie pozwolą Cię skrzywdzić. Adwokaci kochają milionerów-zabójców. To tak jakby ktoś zaprosił ich do kąpieli w wannie wypełnionej banknotami. Wybronią Cię z absolutnie wszystkiego. Kupią Ci nawet sędziego jeśli będzie trzeba. Powiedzą, że w momencie kiedy popełniałeś domniemaną zbrodnię, w rzeczywistości pieprzyłeś ich własną żonę a ona to potwierdzi... Jesteś nietykalny. Jesteś kuloodporny. Jesteś powszechnie kochany. Jesteś martwy.

* * *

Jako przedstawiciel gatunku, który dąży do kopulacji nie koniecznie kierowanej prokreacją, szybko uczysz się tych kilku prostych zasad wpływających na dynamikę kontaktów międzyludzkich: pieniędzmi można kupić seks, seksem można zdobyć pieniądze i co najważniejsze, pieniędzmi można kupić absolutnie wszystko.

* * *

Jechał tam nie po raz pierwszy, ale pomimo tego czuł się bardzo podekscytowany i nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Gdy w końcu dojechał do domniemanego celu podróży, szofer zaparkował przed budynkiem opery i pospiesznym krokiem okrążył samochód by otworzyć dla niego drzwi. Powiedział mu by odebrał go za trzy i pół godziny, po zakończeniu spektaklu. Skierował się prosto do kasy, gdzie czekał na niego wcześniej zarezerwowany bilet. Po odwieszeniu płaszcza do szatni, podszedł do baru. Zamówił kieliszek Hennesey i zapytał barmana o tylne wyjście, z którego mógłby skorzystać po spektaklu. Nie było to nic nadzwyczajnego dla ludzi jego statusu, którzy chcieli uniknąć niepotrzebnego tłoku i nagabywania przy wyjściu. Po otrzymaniu wskazówek, skierował się do sali koncertowej. Wszedł na swój wynajęty taras balkonowy, dokończył szybko drinka a następnie zawrócił, użył innego wyjścia i opuścił budynek. Na tyłach opery czekał na niego czarny samochód z przyciemnionymi szybami. Okno od strony kierowcy opuściło się na kilka centymetrów i usłyszał niski głos mężczyzny, który zaprosił go do środka. Po zamknięciu drzwi, usłyszał kliknięcie centralnego zamka, a wnętrze auta rozświetliło się przytłumioną czerwienią. Wyciągnął rękę do małego barku na przeciwko niego i chwycił jeden z kryształowych kieliszków. Szybka, oddzielająca go od kierowcy, była jak zwykle zasunięta. Czarne okna, które nie przepuszczały żadnego światła, skutecznie uniemożliwiały mu orientację w terenie. Samochód ruszył z miejsca i włączył się do ruchu. Nalał sobie kieliszek koniaku i cierpliwie czekał aż dotrą do celu.

Gdy samochód stanął w miejscu, usłyszał ponowny szczęk zamka i po kilku sekundach drzwi otworzyły się jednym płynnym ruchem. Wysiadł i mimowolnie rozejrzał się dookoła siebie, choć wiedział dokładnie czego się spodziewać. Znajdowali się w ciemnym, podziemnym garażu, w którym nie było żadnych innych aut. Pokaźnych rozmiarów mężczyzna, w czarnym garniturze z dopasowaną czerwoną koszulą i czarnym krawatem, w czerwonej nylonowej pończosze na głowie, zamknął za nim drzwi i bez słowa wskazał mu przyjaznym gestem by skierował się do windy. Stanęli ramię w ramię w niewielkich rozmiarów, chromowanym pudle a wielkolud nacisnął jeden z guzików na tarczy. Znajdywało się na niej tuzin przycisków z których żaden nie był oznaczony i za każdym razem kiedy tu przyjeżdżał, jego kierowca wciskał inny z nich. Sami kierowcy również zmieniali się regularnie i wnioskując jedynie z ich budowy ciała, był przekonany że nigdy nie był wieziony przez tego samego szofera dwa razy z rzędu. Kiedy drzwi windy rozsunęły się na oścież obaj wystąpili z niej na bordowy dywan w złociste finezyjne wzory i wąskim korytarzem skierowali się do recepcji. Czekająca tam kobieta w satynowym szlafroku, na ich widok podniosła się leniwie ze swojego wygodnie wyglądającego fotela, oparła się oboma łokciami o kontuar i splotła palce zakończone długimi czarnymi paznokciami, po czym oparła na nich swoją idealną kształtną głowę. Zza poły szlafroka, wyzierał jej zadziornie sterczący sutek, otoczony ciemnobrązową brodawką. Była kompletnie naga. Mówiono o niej, że jest grubo po sześćdziesiątce...wyglądała natomiast jak najbardziej świeża i ponętna trzydziestka. Nie używała makijażu, była kompletnie naturalna. Każdy jej ruch zawierał w sobie skoncentrowaną dawkę seksapilu, nie pozbawionego wrodzonego wdzięku i gracji. Jej wiecznie rozpuszczone, kruczoczarne loczki były idealnie ułożone a zarazem wyglądały jakby nigdy nie były modelowane. Wyglądała nieziemsko, nienaturalnie, wręcz metafizycznie. Gdybyś miał głowę pełną niedorzeczeństw i spodziewał się ujrzeć choć raz w swoim życiu morską syrenę czy leśną nimfę, to wyglądałaby tak jak ona. Miała na imię Bianca i była burdel mamą w tym nieprzeciętnym przytułku uciech.
- Witam Pana ponownie - powiedziała Bianca uśmiechając się szeroko.
- Miło mi znowu panią widzieć - odpowiedział odwzajemniając uśmiech, po czym pocałował ją w wierzch dłoni. Była gładka i pachniała perfumami.
- Na co ma Pan ochotę dzisiejszego wieczoru ? - zapytała nie przerywając uśmiechu i wskazując mu ogromną księgę, której strony przewracał tak wiele razy.
Owa księga formatu A3 była tak naprawdę swoistym elektronicznym menu ofert, stylizowanym na książkę. Otwierasz ją w połowie i Twoim oczom ukazują się dwa ekrany ciekłokrystaliczne, działające na zasadzie touch pad'u. Rozwijasz zakładkę zatytułowaną "Menu" i pojawiają się rzędy wypełnione "daniami". Oferty serwowane przez mężczyzn są zaznaczone na czarno a przez kobiety na czerwono. Nazwy ofert są nawiązaniami do fizycznego wyglądu osoby, która ma Cię obsłużyć. Przejeżdżał palcem po liście zastanawiając się czego dzisiaj spróbować... Rosyjski Bóbr na Zimno, oznaczał raczej oziębłą, wschodnioeuropejską kobietę z gęstym owłosieniem łonowym. Tajskie Młode Melony - to młodziutka dziewczyna z Tajlandii z pokaźnym biustem. Afgański Wąż Pyton, naprawdę był określeniem na arabskiego pochodzenia mężczyznę z potężnym chujem. Chińska Panda Wielka W Sosie Cytrynowym - to etykietka przyczepiona chińskiej kobiecie przy kości, która uwielbia pissing. Afrykańska Kolba Kukurydzy w Maśle - to dojrzały czarny mężczyzna, który spuszcza się olbrzymią ilością spermy... Są ich tam dziesiątki. Wchodząc dalej, w specyfikacje "potrawy" w mniejszych okienkach ukazywały się najróżniejsze atrybuty danej osoby: kolor skóry, oczu i włosów, kształt ciała i twarzy, genitalia, biust, nawet zwieracz... Można przybliżać, oddalać i obracać pod każdym kątem wyselekcjonowaną część ciała. Mogłeś zobaczyć wszystko, tylko po to byś poczuł satysfakcję jeszcze zanim przejdziesz do konsumpcji.

Ostatnie, inne niż wszystkie, okno przeznaczone jest na "Atrybut Specjalny". Miało kształt elipsy i towrzyszył mu niewielki, aczkolwiek treściwy, opis danego atrybutu. To właśnie kwestia owych atrybutów różniła to miejsce od każdego innego, jakie odwiedza się w celu zażycia płatnych rozkoszy cielesnych. Jeżeli jesteś zainteresowany regularnym seksem, znanym z własnej alkowy, czy to z kobietą, mężczyzną czy dzieckiem, trafiłeś pod zły adres. Jeśli przyszła Ci chęć na mały skok w bok, trójkąt czy orgietkę, to miejsce nie było dla Ciebie. Chcesz jedynie wpaść, puknąć kogoś na szybko i zniknąć ? Poszukaj innego lokalu. W tym burdelu wszystko było wyjątkowe, poczynając od atmosfery, przez wystrój i koncept, aż po same kurwy i kurwiszony. Tutaj nikt nie trafiał przypadkowo. Jeśli byłeś majętnym człowiekiem, na wysokiej pozycji społecznej, który w życiu doświadczył już niemal wszystkiego i nadal czuł niedosyt, to prędzej czy później ktoś polecał Ci właśnie to miejsce i dawał numer telefonu. Dzwonisz, mówisz kiedy i gdzie mają Cię odebrać oraz jak mają przygotować dla Ciebie pokój. Za nic nie płacisz z góry, kwestia pieniędzy nie jest w ogóle poruszana. Gdyby nie było Cię na to stać, nie trafiłbyś do tego miejsca. Na koniec każdego miesiąca, przelewasz odpowiednią kwotę na konkretną fundację charytatywną, która nieoficjalnie należy do nich a później możesz sobie jeszcze to niezdrowe jebanie odpisać od podatku, co zawsze przyprawia Cię o uśmiech na twarzy.
Wertując kolejne specjały w końcu zdecydował się na Nordyckiego Kolibra na Twardo, a gdy zwrócił swoje oczy w kierunku Atrybutu Specjalnego, jego usta rozwarły się odruchowo w poczuciu zdziwienia i ciekawości zarazem. Uśmiechnął się do siebie i pokręcił głową z boku na bok cmokając. Był wyraźnie zadowolony. Kiedy przeniósł wzrok z powrotem na Biancę, trzymała przed nim otwartą na oścież walizkę, w której na małych haczykach zawieszone były pończochy w najrozmaitszych kolorach. Po krótkim namyśle zdecydował się na ciemnowiśniową i po wyjęciu jej z walizki założył ją sobie na głowę. Bianca, wyraźnie zadowolona z jego wyboru, uśmiechnęła się i mrugnęła do niego porozumiewawczo okiem. Powiedziała jeszcze na odchodnym "miłej zabawy", kiedy jego kierowca zaczął prowadzić go przez sieć pomieszczeń.

Wyglądało to mniej więcej tak, jakby każde piętro było ogromną halą poprzedzielaną strzępami kusej zasłony. W zasięgu wzroku, nie było widać ani jednej solidnej ściany. Pospinane razem zasłony tworzyły zarówno pomieszczenia jak i niezliczone korytarze. Zewsząd dochodziły krzyki, jęki i pomruki rozkoszy. Zasłonki były na tyle cienkie, że można było przez nie dostrzec kontury oraz rozróżnić poszczególne kształty, a jednocześnie na tyle gęsto utkane, że zauważenie jakichkolwiek detali graniczyło z cudem. Prowizoryczne, barwne pomieszczenia, zapewniały jedynie namiastkę intymności. Doznawało się uczucia, jakby nagle wkroczyło się do ogromnego haremu w którym wszyscy pieprzą się wspólnie i osobno zarazem. Nie można było dostrzec kto jest w pokoju obok, każdy korzystający z usług miał zaciągniętą na twarz pończochę, każdy był tu incognito, niemniej jednak wiedział, że są to ludzie wysokiego statusu społecznego, którzy są tu wyłącznie z powodu swoich hedonistycznych potrzeb oraz by dzielić się z innymi swoimi szaleństwem. Ludzie tacy jak on sam.
- Już prawie jesteśmy na miejscu - powiedział zapobiegawczo kierowca zauważając zniecierpliwienie na jego twarzy.

Mijali kolejne pokoje. Jego uwagę przykuł jeden z nich, obleczony w krwisto czerwone zasłony. Pomieszczenie było dobrze oświetlone i zauważył, że podłoga wydaje się nieco nierówna i wypiętrzona. Spod jednej z zasłonek wysypywały się na zewnątrz trociny. Bez trudności rozróżnił kontur grubego mężczyzny, który klęczał i wspierał się na łokciach oraz drobnej kobiety siedzącej za nim na prostym krzesełku. Brzuch mężczyzny przesuwał się miarowo w górę i w dół po podłodze, rozgarniając trociny na dwie równe kupki. Na jego szyi spostrzegł opaskę z kolcami, która musiała być obrożą, z przyczepionym krótkim łańcuchem, trzymanym na drugim końcu przez kobietę. Zaciągała co jakiś czas, szarpiąc niemiłosiernie a jednocześnie wkładała swoją, nieregularnych kształtów, nogę w odbyt mężczyzny. Pamiętał ją dobrze - Udka Koreańskiego Kurczaka na Ostro. Zamiast lewej nogi, posiadała protezę ortopedyczną, którą na potrzeby pracy, zamieniała ze specjalnie przystosowanymi gumowymi drążkami, drewnianymi kołkami czy szklanymi bolcami z wypustkami. Była królową analnego fistingu, choć w tym przypadku chodziło raczej o footing. Mężczyzna jęczał przeraźliwie z bólu, ale co jakiś czas dało się słyszeć jego szept - "proszę, nie przestawaj". Po drugiej stronie znajdował się pokój w kolorze chabrowym, co zdecydowanie uniemożliwiało dostrzeżenie czegokolwiek poza konturami ludzi. Pomimo ciemniejszego odcienia przesłony, bez problemu rozpoznał Syjamskie Ozory na Słodko. Sam często je zamawiał. Były to siostry bliźniaczki zrośnięte ze sobą w połowie tułowia. Ich specjalnością była podwójna rozkosz oralna i w tym rodzaju miłości nie miały sobie równych. Siostry siedziały na podłodze podpierając się rękoma za plecami a ponad nimi stał nagi mężczyzna z szeroko rozstawionymi nogami i głową zadartą ku sufitowi. Obrabiały jego kakaowe oko i chuja jednocześnie. Wyglądało to mniej więcej tak jakby pik nadziewał się od góry na kier. Jego wzrok przeniósł się dalej na sterylnie białą zasłonę zachlapaną bordową farbą, do złudzenia przypominającą krew tętniczą, za którą mógł dostrzec przynajmniej tuzin po podwieszanych łańcuchów i haków. Pokój musiał wyglądać jak wnętrze starodawnej rzeźni. W samym centrum pomieszczenia stał potężnej budowy mężczyzna z imponującymi wypukłościami muskulatury na całym ciele. Patrząc na kontur głowy zauważył również, że był łysy i miał sumiaste zakręcane wąsy. Obok niego, zawieszona niczym w powietrzu, znajdowała się chuda kobieta z rozpostartymi rękoma i nogami, niczym rozgwiazda. Skierowana była głową w dół, przez co włosy opadały jej na twarz a piersi swobodnie zwisały ku ziemi. Mężczyzna posiadał hak zamiast prawej dłoni, który przebity był przez skórę na plecach kobiety. Nie poruszała się praktycznie wcale, a przewleczona przez hak skóra rozciągała się na dobre dwadzieścia centymetrów. To właśnie on, do spółki z łańcuchami, umożliwiał jej lewitowanie ponad powierzchnią. Kobieta oddychała głęboko, jak gdyby próbowała się zrelaksować. Zatrzymał się i obserwował tą statyczną rzeźnicką scenę jak zahipnotyzowany. Poczuł ciężar dłoni na swoim ramieniu i usłyszał ściszony głos kierowcy: "następny pokój jest pański".

Zatrzymali się na przeciwko nieco uchylonej kotary w kolorze matowej czerni. Stanął na przeciwko wejścia i odwrócił się w stronę swojego opiekuna.
- Dziękuję za pańską pomoc. Myślę, że stąd trafię już sam. - powiedział sarkastycznie i uśmiechnął się do kierowcy.
- Zna pan zasady. Może pan robić na cokolwiek ma pan ochotę. Prosiłbym jednak by zanadto jej pan nie uszkodził. Jest dla nas bardzo cenna... - usłyszał w odpowiedzi, po czym kierowca z kamienną twarzą obrócił się w kierunku jednego z korytarzy i odszedł.
W miejscu gdzie stał jego opiekun, naprzeciwko wejścia do jego pokoju, znajdowało się pomieszczenie obleczone w zasłonę koloru słonecznikowej żółci. Coś co na pierwszy rzut oka wydawało się meblem o dziwacznym kształcie, okazało się kobietą, prawdopodobnie cierpiącą na genetyczny defekt stawów. Obserwował sekwencję jej kolejnych ruchów. Najpierw zrobiła mostek, później złapała się za kostki i podciągnęła głowę tak głęboko, że jej czoło dotykało pięt. Ciało kobiety było wygięte do tego stopnia, że przypominało dużą literkę "O" z piersiami sterczącymi z jej jednego boku i wypiętą pochwą na szczycie. Mężczyzna wbijał się w nią swoim penisem na stojąco, wyraźnie delektując się każdym pchnięciem. "Muszę tego spróbować następnym razem" pomyślał, po czym uchylił czarną kotarę i wszedł do pomieszczenia.
Podłoga obłożona była dywanem, tego samego koloru co zasłony. Na środku pokoju rozstawione były dwa krzesła zrobione z czerwonego szkła i duża walizka podróżna białego koloru. Na jednym z nich siedziała szczupła, wysoka kobieta, która śledziła go wzrokiem od samego wejścia. Wszedł za niewielki czerwony parawan ustawiony w koncie pomieszczenia i pospiesznie rozebrał się do naga. Z wewnętrznej kieszeni płaszcza wydobył lateksową maskę z dwoma rozporkami na wysokości oczu i niewielką okrągłą siateczką umiejscowioną w obrębie ust. Owa siatka była nie tyle ozdobą, co niewielkim urządzeniem działającym na zasadzie vocader'u, który nadawał jego głosowi nienaturalnie niski ton. Ściągnął z twarzy pończochę, która zdążyła zwilgotnieć od jego przyspieszonego oddechu. Usiadł na wolnym krześle i zaczął powoli i dokładnie oglądać siedzącą przed nim kobietę. Miała blond włosy związane w kucyk, piękną twarz, błękitne zimne oczy i wyraźnie zarysowane kości policzkowe. Również nie miała na sobie żadnego odzienia, za to jej sutki zaklejone były na krzyż czarnymi postrzępionymi kawałkami taśmy izolacyjnej. Alabastrowa skóra wyraźnie kontrastowała z kotarami. Teraz z bliska zauważył rany pokrywające jej całe ciało. Były ich dziesiątki. Małe różowe blizny naznaczały wszystko poza nieruchomą twarzą. Cierpiała na rzadką odmianę choroby Wrodzonej Obojętności na Ból z Anhydrozą nazywaną w skrócie CIPA, która sprawiała że nie była zdolna do odczuwania jakiegokolwiek bólu, ale również różnic temperatur. To, co na co dzień było dla wszystkich wynaturzeniem medycznym, tutaj funkcjonowało jako Atrybut Specjalny. Jej ciało naturalnie reagowało na obrażenia jak każde inne, toteż pracowała tylko raz na trzy miesiące, w przerwach lecząc swoje liczne rany. Kobieta, mechanicznym ruchem, schyliła się ku walizce i otworzyła na oścież, obracając ją jednocześnie ku niemu. Jej zawartość przypominała skrzyżowanie ekwipunku budowlańca i cyrkowego tresera lwów: obcęgi, pejcze, rękawiczki z ogumieniem po wewnętrznej stronie dłoni, szpicruty, młotki, baty i gwoździe najróżniejszych rozmiarów. W pierwszej kolejności założył rękawiczki, a następnie chwycił kobietę pod pachy i energicznym ruchem postawił ją na równe nogi. Kopniakiem odsunął krzesło, które potoczyło się w jeden z narożników pomieszczenia. Lodowatym tonem nakazał przybrać pozycję kolankową, jak dziecko w łonie matki, co posłusznie uczyniła. Chwycił za największy z dostępnych pejczy i zaczął miarowo okładać ją po plecach. Obchodził ją dokoła jak wygłodniały sęp i raz po raz znienacka chłostał ją po łopatkach i kości ogonowej, na początku wolno i spokojnie a później coraz bardziej zaciekle. Kobieta nie odzywała się ani słowem i tkwiła w tym samym miejscu jak posąg. Odrzucił w końcu pejcz i chwycił za długą szpicrutę którą smagał ją po pośladkach i udach. Rany na plecach zdążyły się już otworzyć i krew zaczęła spływać na jej wystające żebra, formując karmazynowe rowki. Szpicruta nadal przecinała ze świstem powietrze - chlast, chlast, chlast. Obijał je tak długo, aż jej oba pośladki stały się kompletnie nabiegłe od krwi pod skórą i przypominały dwie miąższowe półkule arbuza. W końcu zaprzestał i zmęczony opadł na swoje krzesło koło walizki. Próbując wyrównać oddech sapał nieprzerwanie a vocader w jego masce przekształcał te odgłosy w zwierzęcy ryk. Kobieta chciała przewrócić się na plecy, ale powstrzymał ją kładąc stopę na puchnących pośladkach. Nie chciał patrzeć na jej twarz, wyglądała zbyt młodo i niewinnie. Zaciągnął duży haust powietrza i dźwignął się na równe nogi. Złapał za parę długich gwoździ i młotek. Uklęknął przy jej głowie, chwycił kawałek skóry poniżej nadgarstków między dwa palce i wcisnął w niego gwóźdź. Następnie chwycił młotek i zaczął go systematycznie wbijać przez ciało, dywan, aż po samą podłogę. To samo zrobił z drugą ręką, skutecznie unieruchamiając kobietę, która nie skrzywiła się z bólu nawet przez chwilę. Od napięcia przebitej skóry, rozczapierzyły się jej palce. Wyglądała teraz jak konający Jezus, tyle że bez krzyża. Uklęknął w końcu za nią, podciągnął jej biodra do góry i zaczął pieprzyć jej nabrzmiałą dupę. Każde kolejne, energiczne pchnięcie rozszerzało rany przebite gwoździami a kiedy w końcu poczuł, że jego jądra pęcznieją do granic możliwości i zbliża się wielki finał, wyskoczył z jej wnętrza jednym płynnym ruchem i zaczął tryskać jak szalony, zraszając jej otwarte rany. Gdy wypróżnił się do ostatniej kropli, zniknął na chwilę za kotarą i powrócił z grawerowaną papierośnicą i złotą zapalniczką w dłoni. Wyczerpany padł na dywan, śmiejąc się sam do siebie w przypływie euforii, a jego radosny chichot pobrzmiewał po pokoju jak złowieszczy rechot. Próbując złapać oddech odpalił papierosa, a później jeszcze jednego i kolejnego. A kiedy odpoczął na tyle by jego serce przestało wyrywać się z piersi, poczuł że jego kutas ponownie sterczy, nabiegły krwią, rządny dalszych wrażeń. Odwrócił głowę w stronę kobiety, która nadal przygwożdżona do podłogi, czekała w tym samym miejscu z wypiętym tyłkiem. Czerwono - biała maź skapywała z jej ciała na dywan. Nachylił się do jej ucha i zniekształconym, metalicznym głosem powiedział:
- Masz szczęście dziecino. Tatuś jest dzisiaj w formie.

* * *

Kiedy wychodził głównym wejściem z sali operowej, zauważył dreptającego niecierpliwie szofera, próbującego dostrzec go w tłumie. Wsiadł do samochodu, wyciągnął się na skórzanym miejscu dla pasażera i głęboko odetchnął z wyraźnym zadowoleniem.
- Mniemam, że widowisko przypadło panu do gustu ? - zapytał retorycznie szofer, widząc szeroki uśmiech na jego twarzy.
- W rzeczy samej - odpowiedział nadal się uśmiechając. - To było istne katharsis.
- Za pół godziny powinniśmy dojechać do pańskiego domu.
Czuł się niesamowicie zrelaksowany a jednocześnie pobudzony. Krew żywo buzowała w jego krwiobiegu a oczy świeciły się radosnym blaskiem.
- Bez pośpiechu. Nie jedziemy jeszcze do domu. Zrób rundkę dookoła centrum miasta i otwórz dach. Wpuść trochę świeżego powietrza, mamy dzisiaj piękną noc.

2 komentarze :

  1. Good stuff!
    Mocno w klimacie opętanych. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Opętani", jakby na to nie patrzeć, było inspiracją.
    Dla wszystkich, którzy nie czytali tej książki Palahniuk'a
    - przeczytajcie i zmieńcie swoje życie na gorsze! :D

    OdpowiedzUsuń