poniedziałek, 5 kwietnia 2010

"Brainsroming"



Rozstałem się ze swoja kobietą na początku Maja. Pamiętam, bo to był bardzo upalny i ciężki dzień. Powietrze gęstniało w zastraszającym tempie a oddychanie przypominało respirację przez gąbkę do mycia pleców. Pamiętam, bo zanim wypowiedziała te znienawidzone przez wszystkie pary na świecie słowa, „Musimy poważnie porozmawiać...”, kupiłem nam po porcji włoskich lodów z automatu. Pamiętam również dlatego, że kiedy słuchałem jej metodycznego głosu, wyjaśniającego mi „dlaczego to już więcej nie ma sensu”, lody topniały, tak samo jak topniało moje serce, a strugi chłodnawej śmietany ściekały mi po palcach i kłykciach. Zostałem sam przed małą budką, z dwoma porcjami lodów w rękach, rozgruchotanym sercem i pokaźną kałużą śmietany zmieszanej z brudnoszarym pyłem u moich stóp. Pamiętam, że zastanawiałem się co mogło pójść nie tak jak powinno, dlaczego mnie zostawiła oraz czy śmietana pod moimi wyciągniętymi rękoma z lodami, mogłaby w rzeczywistości ujść za spermę leśnego wilka z brudnym kutasem.

Najpierw są dwa tygodnie mentalnej męki, wypełnione pytaniami, gniewem, tęsknotą, analizami i „tą ostatnią rozmową”. To doprowadza mężczyznę do wstępnego obłędu i zazwyczaj wygląda to równie przerażająco co godnie pożałowania. Po dwóch pierwszych, przychodzą kolejne dwa tygodnie kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że nie będziecie już więcej uprawiać seksu i wtedy robi się naprawdę smutno. Te dni, wypełnione są projekcjami z przeszłości - stołu w jadalni, wanny i zmiętej pościeli w sypialni i podłogi i sofy w gościnnym i szafy, choć to wydarzyło się tylko jeden raz. A później jest już tylko gorzej...szczególnie w Maju. Ponieważ po tym wstępnym brutalnym miesiącu, zaczyna Ci naprawdę TEGO brakować a okres letni dodaje jedynie oliwy do ognia.

Leniwe przebudzenie w okolicach dziesiątej rano było przyjemne, lecz niosło ze sobą trud dojazdu na uczelnię, w kolejny upalny dzień. Ziarnista kawa przemieszana na dnie kubka z pokaźną ilością cukru, czekała cierpliwie na wolno wrzącą wodę w czajniku. Postanowiłem przemyć twarz i wyszorować zęby, żeby mieć to już z głowy. Przestawiłem kubek z osamotnioną szczoteczką na brzeg umywalki, by móc przejrzeć się w niewielkim lusterku. Twarz była wyraźnie napięta i zaczerwieniona. Przysunąłem się nieco bliżej by dokładnie oszacować straty po wczorajszym piciu, ale poranny wzwód, który nie miał zamiaru mi dać spokoju, blokował nieco dostęp do umywalki.
Złapałem za szczoteczkę i rozpocząłem mozolne szorowanie. Czyszcząc zęby i obserwując równomiernie zataczane szczoteczką koła, zacząłem myśleć o jędrnych piersiach, które również zataczają koła, kiedy kobieta biegnie, śpiesząc się na autobus. Na tej jednej myśli musiało mi upłynąć kilka minut, gdyż z cycuszkowego transu wyrwało mnie wyraźne PSTRYK, które dobiegło z kuchni. Woda zagotowana.
Nie mogąc doczekać się kawy, która miała spory potencjał na ustabilizowanie moich myśli, nachyliłem się nad zlewem, by raz jeszcze przyjrzeć się napiętej twarzy a odwracając się profilem, zahaczyłem kutasem kubek na szczoteczki, który z łoskotem uderzył w płytkę ceramiczną i rozprysnął się na drobne kawałki.

Stojąc na balkonie, popijałem małymi łykami kawę, starając się nie śmiać z mojej dziarskiej lancy - pogromcy kubków toaletowych. Było nie więcej, niż pół godziny po dziesiątej a żar lał się bezlitośnie na ulicę, podsmażając ludzkie odsłonięte ręce, nogi i twarze. Mógłbym przysiąc, że przez chwilę słyszałem skwierczenie dojrzewającej na słonecznym ogniu skóry. Nie miałem termometru, tak jak żaden kawaler go nie ma i zacząłem się zastanawiać ile może być stopni Celsjusza na zewnątrz, kiedy zobaczyłem swoją sąsiadkę z piętra niżej, po mojej prawej, wywieszającej pranie na balkonie. Miała na sobie czerwony koronkowy stanik, białe szorty i gładko ogolone nogi, które pokryte olejkiem przeciwsłonecznym błyszczały w pełnym słońcu jak złoto. Wszystkie balkony w bloku, były osłonięte tą samą, grubszą metalową siatką, która pozwalała na dokładną obserwację. Sąsiadka podchodziła pod czterdziestkę, miała kruczo-czarną burzę kręconych włosów i pomimo tego, że była w domu, nosiła eleganckie kolczyki, z małymi perełkami w środku. Jej ciało było w znakomitej formie, pomimo stosunkowo niedawnej ciąży. Była samotną matką, ojciec zgubił się gdzieś gdy dowiedział się, że będzie ojcem i już nigdy się nie odnalazł. Zauważyła mnie na balkonie, uśmiechnęła się i weszła z powrotem do mieszkania. Po chwili wróciła, z kolejną porcją prania do rozwieszenia i nadal nie miała na sobie żadnej bluzki. Jej piersi wyglądały tak dobrze, jak tylko piersi mogą wyglądać. Zachowywała się kompletnie swobodnie, przyjaźnie. Uśmiechnęła się po raz kolejny, tym razem inaczej, nie z czystej kurtuazji i ponownie zniknęła w czeluściach zacienionego pokoju. Pytałem sam siebie, czy to możliwe, że mi się przewidziało lub zupełnie pomieszało w głowie, kiedy uświadomiłem sobie powtórną niezapowiedzianą obecność porannego masztu. Na dole dało się słyszeć dziecięce krzyki i nawoływania. Matka prowadząca dwie córeczki z wielkimi plecakami, starała się je bezowocnie uciszyć, próbując jednocześnie zasłonić im oczy swoimi dłońmi. Jedna z dziewczynek krzyczała bezustannie „Mamo, patrz. Patrz!”, celując we mnie swoim małym palcem wskazującym. Szybka analiza sytuacji, skłoniła mnie do natychmiastowego powrotu do wnętrza mieszkania i dokończenia kawy w ciemnym rogu kanapy. Nie miałem ochoty tłumaczyć się dlaczego obserwuję dzieci idące do szkoły, w samych bokserkach, z prężącym się kutasem przyciskanym do kraty.
„Dosyć. Muszę się pozbierać”, pomyślałem i zacząłem rozglądać się po pokoju za jakąkolwiek formą dystrakcji. Na naukę miałem czas w autobusie, toteż moje spojrzenie powędrowało w stronę telewizora, gdzie w środku tygodnia o jedenastej rano nie działo się kompletnie nic. Obawiając się Polsatu i powtórek ze Słonecznego Patrolu, naciskałem uparcie podłużny guzik na pilocie, dopóki nie pojawił się TVN i wiecznie zatroskana Ewa Drzyzga. Uspokoiłem się nieco, oglądając wywiady z ludźmi utrzymującymi się z kradzieży paliwa. Po chwili jednak, zacząłem się zastanawiać jak Drzyzga wyglądałaby przykuta do łóżka kajdankami, w samych majtkach i wyłączyłem telewizor. Nie było dobrze. Muszę dotrzeć na nudny i długi jak wielorybi chuj wykład. To moja jedyna szansa. W moim umyśle, pojawiła się mała iskra pozytywnego myślenia.

Już na klatce schodowej odpaliłem pierwszego papierosa dla otuchy. „Patrz się pod swoje nogi, z nikim nie rozmawiaj, dziesięć minut drogi piechotą do autobusu i prosto do sali wykładowej”. Gdy w połowie drogi kończyłem trzeciego papierosa, stwierdziłem z zadowoleniem, że wszystko idzie zgodnie z planem, choć w duchu nie uspokoiłem się ani trochę. Niemniej jednak kontynuowałem mój chód prostoliniowy wzdłuż chodnika, z słuchawkami wciśniętymi w uszy, gdzie Jimi Hendrix puentował swoje solo słowami „Aaaauuu Foxy Lady”. Niemal w tym samym momencie wpadłem na coś przed sobą, a siła impaktu była na tyle duża, że przesunęła przeszkodę na mojej drodze o kilkanaście centymetrów. Podniosłem wzrok, a moim oczom ukazały się dwie idealnie rzeźbione nogi zakończone dwoma perfekcyjnie pulchnymi pośladkami, opiętymi w spodenki do jogging’u. Dziewczyna stojąca przede mną miała gęste, jasne blond włosy, związane w kucyk, pełne usta i smukłe dłonie które nadal trzymały w palcach końcówki sznurówek od jej adidasów.
Wiązała buta na środku chodnika, kiedy ja wpakowałem się niemal całym ciałem na jej wypiętą dupkę i plecy, niemal przewracając ją na twarz. Nie więcej niż dwudziestoletnia dziewczyna, wyjęła z uszu słuchawki i nadal wypięta, trzymajac sznurówki, zmarszczyła brwi i spokojnym głosem spytała:
- Co to kurwa miało być kolego ?
- Ja... jaaaa... spieszyłem się... yyyy ja... yyy przepraszam – odpowiedziałem z trudem, po czym sam zmarszczyłem brwi zakłopotany i zagubiony. Dziewczyna spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami okraszonymi odrobiną drwiny a następnie uśmiechnęła się z zakłopotaniem na twarzy i nie powiedziała nic. Ta głucha chwila trwała nie więcej niż trzy sekundy, ale dla mnie była całą wiecznością. Zaciągnąłem się głęboko papierosem, ponownie spuściłem wzrok, nie zwalniając jednak brwi z uścisku, wymamrotałem dwa razy „przepraszam” i pospiesznym krokiem wyminąłem jej ciało, utkwione w pół zgiętej pozie, dużym łukiem. Bałem się spojrzeć w okolice swojego rozporka. Nerwowo stawiając kroki, zaciągałem się już niemal samym filtrem od papierosa i na przemian kląłem i modliłem się w duchu:
„Boże, żeby tylko nie sterczał. Boże...”

Gdy zbliżyłem się na kilkadziesiąt metrów do przystanku, zauważyłem, że wszyscy już wsiedli i ostatnia pasażerka, wiekowa staruszka z dwoma laskami przywiązanymi na wstążkach do jej rąk, stawała bez najmniejszego trudu na pierwszym stopniu, trzymając laski pod pachami. Na przekór nieznośnemu słońcu, miała na sobie gruby butelkowo-zielony płaszcz i chustę w ozdoby kwiatowe, zakrywającą jej rzadkie siwe włosy, które wystawały po bokach, niczym dwa srebrne nauszniki. Wykonałem morderczy sprint, przecinając ruchliwą ulicę w poprzek a słońce nie opuszczało mnie na krok. Zanim zdążyłem postawić jedną nogę w autobusie, które z reguły są latem gorące i parne jak podłużne sauny na kółkach, oblał mnie ciepły i wszech napływający pot. Szukałem wzrokiem babci z lagami na różowych wstążkach, wiedząc że nie będzie się do mnie odzywać, da mi poczytać notatki i z pewnością nie będzie kusiła na pokuszenie swym ciałem...nie mogłem jej jednak odszukać. Była małej postury i gdy na dodatek przygarbiła się na siedzeniu, nie sposób jej było wypatrzeć w tłumie pasażerów. Stałem jednak przy samym wejściu i uparcie szukałem swojej bezpiecznej kotwicy. Zniecierpliwiony kierowca, ruszył nie czekając aż usiądę, nie zamykając drzwi dla lepszej wentylacji. Moja spocona ręka ośliznęła się po rurce oklejonej żółtą taśmą samoklejącą dla bezpieczeństwa. Przechyliłem się w tułowiu do przodu, przeważając niestabilną resztę ciała oderwaną od gruntu nagłym startem autobusu. Wyrzuciłem ręce w powietrze, starając uchronić się przed tak zwanym upadkiem na płaski ryj. Prawa ręka, zahaczyła się w zgięciu łokciowym o kolejną wystającą rurkę, zmniejszając siłę impaktu. Lewa natomiast, wylądowała na odsłoniętym kolanie dziewczyny siedzącej w pierwszym rzędzie a następnie zjechała kilka centymetrów wyżej, w kierunku jej krótkiej spódniczki. Nadal trzymając dłoń w połowie jej uda, podniosłem głowę z pozycji horyzontalnej, by przeprosić. Dziewczyna chichotała, patrząc na przemian na moją dłoń i twarz. Spojrzałem w jej ogromne niebieskie oczy, żywe i głębokie. Nie znalazłem w nich ani krztyny złości. Nic, poza zaciekawieniem. Głucho przełknąłem ślinę, która z trudem przedostała się przez gardło i tym razem już wiedziałem, że mam przejebane po całości.

Ostatnią rzeczą jaką spodziewasz się zastać na twarzy nieznajomej, w momencie kiedy bez uprzedzenia łapiesz ją w połowie uda, jest uśmiech. Zacząłem panikować, w głowie zaczynały się projekcje fantazji seksualnej numer jeden a może i dwa...ciężko jest w tym momencie skupić się na liczbie porządkowej. Tym razem robimy to w autobusie i to jest ta typowa męska fantazja, gdzie nie ma nastroju, muzyki, świec, romantyzmu... Są tylko flesze przypominające stroboskop lub sesję zdjęciową. W jednym momencie jest cała ubrana, w drugim ubrania zniknęły, w trzecim ja jestem na niej a od czwartego każdy flesz jest już tylko pojedynczym pchnięciem, twardym i zdecydowanym. Każde pchnięcie wywołuje reakcje sejsmiczną jej całego ciała. Kilkusekundowy flesz pozwala dojrzeć falującą pierś i włosy, które podskakują w górę tylko po to, by natychmiastowo opaść na jej ramiona. Przestrzeń wypełniają jedynie szepty, jęki i głuche plaśnięcia kiedy ciało obija się o ciało...

Autobus ostro zahamował przed czerwonym światłem na skrzyżowaniu. Kierowca został wyraźnie wybity z rytmu, podobnie jak ja z mojego fleszowego snu na jawie. Igram z myślą by wykorzystać okno z wielką zielona nalepką "wyjście awaryjne", przebić się dziarsko przez szybę, jak zrobiłby to Linda i spierdalać ile sił w nogach, byle dalej od autobusu. Zdejmuję rękę z jej uda i dopiero wtedy orientuję się, że od momentu kiedy ujrzałem jej twarzy, wstrzymuję oddech. Ona nadal się uśmiecha a ja marzę o nagłym napadzie epilepsji, ataku serca, czegokolwiek co pozwoli mi wyjść z tej sytuacji. Uzmysławiam sobie, że ta szyba jest całkiem solidna, że nie jestem Lindą i że nawet sam Linda nie jest Lindą kiedy przez nie skacze. Ta dziewczyna...nie chcę znać jej imienia, nie chcę dostać od niej numeru telefonu. Chcę ją mieć teraz albo nigdy. Czuję, że moja chwila konsternacji, która wypełniona była pornograficznymi myślami oraz analizie pozycji ciała przy skoku przez szybę, trwała zdecydowanie zbyt długo, by pozostała niezauważona. Stwierdzam, że będę się maskował i udawał, że nic się nie stało. Niewinny dopóki nie udowodnione inaczej. Najpierw uśmiecham się niezdarnie, a później chcę zacząć dukać onieśmielonym tonem swoje formalne przeprosiny. Chcę powiedzieć wszystko zgodnie z prawdą: "Że to kierowca, że się zachwiałem, że to niechcący i niezamierzenie”. Proste. „Przepraszam, odwidzenia." Otwieram usta i słyszę mój głos, wyraźny i pewny siebie, mówiący:
- Zaaajeeebistaaaa noga. - i sam jestem zdziwiony tymi słowami, co wyraźnie zarysowuje się na mojej twarzy, kiedy usta same układają się w kształt wielkiej litery "O" i oczy otwierają mi się szeroko jak paszcza Rosiczki przed atakiem.
Dziewczyna zaczyna się śmiać, mówi "dziękuję" i bynajmniej nie oblewa się rumieńcem.
Głupieję do reszty, tracę grunt pod nogami, wiem że ten moment zaraz pryśnie i zaczynam się zastanawiać, co mówi się kobiecie po niecelowym obmacaniu jej nogi. Nagle zauważam babcię, której wypatrywałem od samego początku. Kuliła się przy szybie, a o siedzenie obok niej oparła laskę i nikt nie ważył się koło niej usiąść. Nikt poza mną.
Spoglądam na dziewczynę i szybko mówię, że spostrzegłem znajomą i muszę się przywitać i przepraszam i życzę miłego dnia, a kiedy mijam ją, widzę że uśmiech zstąpił z jej ust tak samo szybko jak się na nich pojawił.
Proszę staruszkę o przesuniecie laski, na co odpowiada mi sapnięciem niezadowolenia i mlaskiem dezaprobaty. Siadam najbliżej niej jak mogę, co skutecznie odsyła ją na kraniec jej siedzenia i wtula ją w szybę jeszcze bardziej. Zaczynam oddychać miarowo i dochodzi do mnie, jakim jestem kretynem. Moglem jednak poprosić o jej numer ! Może nie jest jeszcze za późno ?
"Może jest jeszcze jakaś szansa...", okłamuję się optymistycznie. Wiem jednak, że jeśli tylko podejdę tam znowu i będę starał się wyżebrać jej numer, wyjdę na niezbornego psychopatę.

Na następnym przystanku Dziewczyna Od Uda wysiadła i nie spojrzała w moją stronę, choćby na sekundę. Znam kobiety na tyle, by wiedzieć że jest to zabieg celowy. Zacząłem po cichu, pod nosem nazywać siebie w kółko "jebanym idiota", na co babcia spojrzała się krzywo kątem oka i zaczęła bezszelestnie wykonywać demonstracyjny znak krzyża, swoją struchlałą, pomarszczoną dłonią. Będąc nadal w mantrze samo przeklinania własnej głupoty, przypomniało mi się, że miałem studiować notatki. Temat z układu endokrynnego był napisany technicznym językiem inżyniera drogowego, ale z drugiej strony, ciężko było w nim znaleźć cokolwiek co można by było skojarzyć seksualnie, toteż nadawał się idealnie. Utrwalałem przeczytane co dopiero zdania w pamięci, powtarzając je zaciekle, kiedy usłyszałem głośny śmiech dobiegający ze środkowej części autobusu. Dwie studentki, trzymały swoje notatki w kolorowych segregatorach, które ledwo mieściły się w ich maleńkich dłoniach. Pierwsza z nich, która stała do mnie odwrócona tyłem, nie była zupełnie w moim typie, choć dnia dzisiejszego każda była w moim typie i pewnie poświęciłbym jej więcej uwagi, gdyby moje oczy nie zostały zaczarowane widokiem nóg tej drugiej. Były idealne. Długie, ale nie patyczkowate, z wyraźnie zarysowanymi liniami dzielącymi okolice kostki, łydki i uda. Nie nosiły na sobie żadnego śladu wszechobecnej o tej porze roku opalenizny, ale łącząc się z kusą makowo-czerwoną spódniczką, nie zakrywającą nawet połowy uda, wyglądały naturalnie, zdrowo i bardzo kusząco. "Noż kurwa... kąsnąłbym tą łydkę", pomyślałem napastliwie i odwróciłem wzrok w kierunku okna, spoglądając pozornie przez szybę, żeby nie było to oczywiste jak bezczelnie się na nie gapię. Staruszka nie zareagowała, udawała że nie istnieję. Kilka sekund później, w kątem oka dostrzegłem jakiś ruch w okolicy Studentki Jeden i Dwa. Odwróciłem, niby od niechcenia, głowę. Dwójce, o pięknych długich nogach, musiało coś upaść na gumową posadzkę, po co niezwłocznie się schyliła i już powracała do swojej idealnej postury tancerki baletowej. Zanim jednak się wyprostowała mój wzrok powędrował ku jej ręce podnoszącej niewidzialny obiekt z podłogi, a następnie prosto wzdłuż tych ponętnych nóg, aż po jej lekko podwiniętą... Wyprostowała się i kontynuowała rozmowę z koleżanką, a ja nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem...a raczej czego nie zobaczyłem. Moje myśli zaczęły wirować w głowie jak śmigło startującego helikoptera. Na początku wolno, przecinając ze świstem powietrze, a później szybciej i szybciej, aż zamieniły się w ogłuszający łoskot. "Ooooo nieeee, ona musi mieć na sobie jakieś majtki... Musi. Dziewczyny nie wychodzą bez majtek z domu! Może były, tego znienawidzonego przez większość mężczyzn, cielistego koloru... Może... Tam muszą być jakieś majtki! Chyba...", próbowałem racjonalizować swoje odkrycie. Włączyła się również głupia męska logika, która sprawia, że świat mężczyzn jest taki prosty. "Stary, zero majtek! Nie ma! Jest gorąco, nawet kurewsko gorąco! Przyjemniej jest pobiegać sobie z ochłodzoną muszelką... A może jest po prostu taką bezpruderyjną laską... Tak czy owak, tam na bank nie ma majtek!", nadal mamrotałem sam do siebie w myślach. Nie mogłem skupić się już na niczym innym. Czułem jak skacze mi tętno pod skórą. "Musi smakować jak truskawki", pomyślałem a następnie stwierdziłem, że muszę się upewnić czy widziałem to co widziałem, czy też jest ze mną już naprawdę źle.
"Upuść torebkę! Upuść torebkę! Podrap się po nodze! Podrap koleżankę po nodze! Cokolwiek!" - krzyczałem w myślach, starając się ja zaklnąć, mentalnie sprowokować do ponownego pochylenia. Kolejny przystanek pojawił się znikąd. Jedynka i Dwójka odwróciły się momentalnie i jednocześnie skierowały w stronę drzwi wyjściowych.
"Pierdolę wykład, idę za Czerwoną Sukienką ! To trzeba zbadać !" - szybka myśl i decyzja, podjęta praktycznie bez mojej ingerencji, przez rozjuszoną dzidę w moich bokserkach. Od nagłego podniesienia się, wszystkie notatki rozsypały się po brudnej, klejącej podłodze autobusu. Pospiesznie zbierając je, jednym okiem obserwowałem kierunek, w którym udały się obie studentki a kiedy złapałem ostatnią kartkę endokrynnego bajzlu, drzwi zamknęły się za moimi plecami z łoskotem.
Usiadłem zrezygnowany na swoje miejsce i położyłem stos niepoukładanych stonic na swoim kroczu, by zamaskować potężny wzwód. Frustracja rosła we mnie z sekundy na sekundę. Pot, który prawdopodobnie produkowałem już litrami, skapywał z czoła i co jakiś czas napływał do oczu. Kierowca wykonał nagły skręt w prawo, wymijając szaroburego bezpańskiego psa, który nagle wyskoczył znikąd na ulicę, po czym głośno zaklął "Żeby to chuj strzelił !", a ja zawtórowałem mu w myślach. Trzy wdechy, notatki, do roboty!

Nie zdążyłem doczytać do końca tytuł ”Układ Endokrynny”, kiedy pomiędzy kartką a moimi oczami przeleciał mały świstek papieru a sekundę później, w to samo miejsce, wsunęły się dwa dorodne cycuszki, opięte w przylegającą do ciała, popielatą bluzkę na ramiączkach, z pokaźnym dekoltem. Poczułem zapach świeżo umytej skóry, miodu i migdałów. Wyglądały niemal jak aksamit, musiały być bardzo delikatne w dotyku. Piersi zniknęły z mojego pola widzenia. Spojrzałem w górę i zobaczyłem naturalnie wyglądającą dziewczynę, z burzą gęstych rubinowych włosów, poprawiającą prawą ręką okulary na kształtnym nosku i przyglądającą się z bliska biletowi w lewej dłoni. Dziewczyna spostrzegła, że się na nią patrzę, uśmiechnęła się nieco zakłopotana i spytała czy mógłbym przeczytać stempel na jej bilecie, bo kasowniki nigdy nie mają w sobie wystarczającej ilości tuszu i nigdy nic nie widać... Mówiąc to podała mi bilet a później nachyliła się raz jeszcze by wspólnie zweryfikować poprawność stempla. Dziewczyna nie była wcale specjalna, za to jej piersi były specjałem dnia. Czaiłem się na nie, jak kot przed atakiem na włóczkę. Z głową zwróconą w stronę biletu, oczy uciekały mi w ich stronę. Po kilku sekundach udawanej analizy, stwierdziłem że bilet wygląda na porządnie podstemplowany i wyraźnie kontenta dziewczyna powróciła do wyprostowanej pozycji. Wzwód, który skrzętnie przykrywałem notatkami zaczął zarysowywać mały pagórek na pliku kartek. Czułem się jak małpa oglądająca olbrzymiego banana na kineskopie panoramicznego telewizora. Ciśnienie sięgało zenitu. Kierowca wykonał kolejny ostry skręt, przechylając wszystkich stojących pasażerów na prawą nogę. Pierś Rubinowej Okularnicy otarła się miękko o mój policzek. Ona z zakłopotaniem zaczęła przepraszać a ja nie mogłem wykrztusić z siebie słowa, tylko szczerzyłem się prosto przed siebie z niewidocznym wzrokiem. Nagle moją twarz oblał śmiertelny strach. Pomimo dalszego wzwodu, wyczuwałem wyraźna wilgoć w okolicach gumki od bokserek. Jeszcze bardziej przycisnąłem notatki do swojego pasa a w głowie huczało głośne i paniczne "o kurwa! o kurwa! o kurwa!". Zapomniałem o piersiach i o wszystkim innym. Chciałem tylko w mgnieniu oka wyparować w powietrze bez śladu, jak dwutlenek węgla z dużej butli Coca Coli. Przez kilak minut siedziałem na dupie jak zamrożony, bojąc się poruszyć, oddychać a nawet zamrugać.
Gdy dojechaliśmy do mojego przystanku, zdecydowanym ruchem podniosłem się z siedzenia, nadal trzymając notatki na wysokości pasa. Wolną ręką przesunąłem z przeproszeniem Miss Idealnych Pagórków i wyskoczyłem z autobusu kierując się w stronę uczelni szybkim krokiem.

Kiedy dotarłem do budynku auli, było jeszcze kilkanaście minut do rozpoczęcia wykładu. Usiadłem w środkowym rzędzie, licząc na to że wszyscy zostawią mnie w świętym spokoju z moim bólem i upokorzeniem. W gaciach byłem nadal sztywny i gorący jak bagnet na lufie karabinu. Po chwili logicznego myślenia, dotarłem jednak do wniosku, że nie mogłem dojść w autobusie, bo mój fibak byłby kompletnie zwiotczały. Ta myśl była równie kojąca co niepokojąca. Czułem, że to jest zły dzień, fatalna karma zbratana z potwornym ciśnieniem, które pożre mnie żywcem do ostatniego zwoju nerwowego... Niemniej jestem tutaj, na wykładzie, na mojej pewnej cumie w oceanie seksualnego szaleństwa.
Wolnym krokiem, zbliżał się do mównicy stary Profesor Babiarz. Człowiek potężnej wiedzy, krzepkiego gardła do alkoholu i ciętej puenty. Sala wykładowa zaczęła wypełniać się ludźmi. Wolne miejsca znikały pod przykryciem pochylonych postur studentów, którzy zaczynali notować zanim cokolwiek było podyktowane. Ludzie siadali w pierwszych lub ostatnich rzędach, wyraźnie dzieląc salę na pilnych/zainteresowanych i leniwych/skacowanych. Babiarz ogarniał właśnie swoje złote notatki na mównicy, kiedy przez obie pary drzwi, zaczęły napływać kobiety... Masa kobiet.
- Odrabiacie zaległy wykład z fizjologii ? - zapytał Babiarz.
- Tak Panie Profesorze - odpowiedziała jedna z nich, schowana gdzieś pomiedzy innymi.
- Znakomicie. Proszę zająć pozostałe wolne miejsca. Musimy już zaczynać - dodał z wyraźnym zadowoleniem stary profesorski wyga, po czym zaczął śpiewać cicho pod nosem, jednak zbyt blisko mikrofonu: "Brunetki, blondynki, ja wszystkie was dziewczynki...".
Pierwszy rok pielęgniarstwa. Sto pięćdziesiąt roznegliżowanych kobiet. Trzy z nich przyszły jeszcze w jeansach. Zadowolone z miłego przyjęcia Babiarza, usadowiły się w rzędach przede mną. Całe sto pięćdziesiąt. Przez najbliższe trzy godziny, miałem obserwować ich spięte włosy, odsłonięte szyje, nagie skroplone potem ramiona oraz ich wypięte pośladki ilekroć będą zaczepiały osobę z przodu pytając o ostatnie podyktowane zdanie.

Mój statek urwał się z cumy i oddalał się z portu niesiony prądem nieustępliwej rzeki pożądania. Zamknąłem oczy, westchnąłem sam do siebie i zanuciłem pod nosem "...caaaałłłłłooowwwać chcęęęęę" a później uśmiechnąłem się szeroko sam do siebie, założyłem ramiona za głowę i pozwoliłem naprężonemu do granic możliwości kutasowi podrzucać frywolnie notatki o kilka milimetrów w górę i w dół, wraz z rytmem toczącej się do niego krwi.
Rozglądałem się po sali i z politowaniem myślałem o moim nieziemskim ciśnieniu na kobietę.

Nie miałem już żadnych złudzeń. Z tym nie da się wygrać. Trzeba płynąć z prądem rzeki.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz