niedziela, 25 kwietnia 2010

"Ucieczka"



Po długich tygodniach ulewnych deszczów, dziś w końcu wyszło słońce. Wychodzisz na ulicę i z miejsca zauważasz różnicę w otoczeniu. Zupełnie jakby wszyscy dookoła zostali zarażeni bakterią pozytywnej energii. Nie chodzi o oczywisty, energetyczny wpływ słońca na ludzki organizm, ani też optymistycznie nastawiający początek wiosny. W mieście gdzie pada często za często, ludzie naprawdę doceniają promieniujące ciepło na ich twarzach. Wszyscy wychodzą wtedy na świeże powietrze, a w spokojnych zazwyczaj parkach, wrze od śmiechu, muzyki i ludzi wszelkiej maści. W dni takie jak ten, najlepiej smaży się na miękkiej, gęstej trawie. Ściągasz obuwie, łapiesz największego bucha na jaki pozwolą Ci Twoje płuca, rozkładasz nogi i ramiona, padasz na plecy i obserwujesz jak wiatr wprawia konary drzew w chaotyczny taniec.

To stało się niemal regułą, że w słoneczne dni, wybierali się do parku, powegetować na łonie natury. Tym razem wybór padł na Saint James Park i Gorejący Krzew. Nazywali go tak, ponieważ ilekroć się pod niego nie zajrzało, zawsze dogorywał w jego cieniu zmęczony butelką żulik. Dziś jednak, nie było tam nikogo prócz nich, co było im nawet na rękę, ponieważ ciężko jest skupić się na jakiejkolwiek konwersacji, kiedy co pięć minut słyszysz chlust wymiocin i przeraźliwe jęki powodowane ostrym kacem. Judasz podłożył swoją skórzaną kurtkę pod głowę, wyciągnął się na trawie jak kłoda i obserwował dupy panien uprawiających jogging, co jakiś czas kwitując je przeciągłym "mm mmm". Jezus natomiast, siedział nieco zgarbiony w pozycji lotosu i w pełnej koncentracji skręcał jointa grubości eklerka. Nigdy nie patyczkował się przy kręceniu lolków i mało kto potrafił dotrzymać mu kroku w ich paleniu. W końcu zakończył lepić swoje małe arcydzieło i z miejsca odpalił je trzema zapałkami, tak by zajęło się na całej szerokości równomiernym ogniem. Po kilku sekundach na pełnym wdechu, wypuścił z ust potężną chmurę dymu, która byłaby w stanie zaczadzić małe stado wiewiórek. Czując w powietrzu zapach zioła, Judasz mlasnął dwa razy wyraźnie kontent i uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Przekaż pochodnię stary - powiedział ponaglająco Judasz, nadal się uśmiechając.
Rozluźniając swoje ciało, Jezus zgarbił się jeszcze bardziej i spuścił głowę dotykając brodą własnej klatki piersiowej. Końcówki jego długich włosów znikały między źdźbłami trawy, tworząc jednolity, postrzępiony komin. Po chwili wyprostował się, również z pełnym uśmiechem na twarzy i bezwładnie padł na plecy, powodując przy tym stłumiony łoskot. Judasz ściągał z blanta małe, konsekwentne buszki a po chwili jego pole widzenia zawężyło się do tego stopnia, że widział już tylko same podskakujące rytmicznie w biegu pośladki, bez tułowia i nóg. Jego głowa zaczęła podskakiwać w tym samym rytmie, zupełnie jakby kiwał nią do niesłyszalnej dla nikogo innego muzyki. Po chwili zamyślił się na dłuższy moment a później, ni stąd ni zowąd, zapytał:
- Jez, czy nie wydaje Ci się, że jeżeli ruchy feministyczne będą ciągle rosły w siłę, emancypacja i wizerunek silnej, niezależnej kobiety będą jeszcze ostrzej propagowane...to nastąpi zmiana ?
- Jaka konkretnie zmiana ? - zapytał zaintrygowany Jezus.
- Jaka zmiana ? - zapytał Judasz widocznie tracąc wątek.
- Zacząłeś mówić o zmianie... - naprowadzał go Jezus.
- Co ? - odpowiedział wyraźnie zagubiony Judasz.
- Mówiłeś o zmianie spowodowanej rozwojem emancypacji i kobiecej propagandy... - wytłumaczył cierpliwie Jezus.
- A ! No właśnie ! Myślisz, że może nastąpić zmiana ewolucyjna w przystosowaniu do nowych warunków silnego kobiecego środowiska, która zaowocuje stopniowym zmniejszaniem się piersi u kobiet a powiększaniem u mężczyzn ? Skoro kobiety nie będą już musiały wabić, by znaleźć opiekuna dla swojej rodziny, to mężczyźni mogą ich potrzebować... - sprostował Judasz na jednym wdechu.
Jezus spojrzał na niego z jedną uniesioną brwią i przez moment udało mu się powstrzymać od parsknięcia niepohamowanym śmiechem, ale tylko na moment.
- Nieeee...hrhrhrhrhrhrhrhr. Pozwól, że powiem Ci na czym mógłby polegać problem. Zacznijmy od faktu, że większość kobiet nie jest wzrokowcami...

Tak właśnie zazwyczaj było z Jezusem, po prostu uwielbiał gadać. Szczególnie kiedy się spalił. Codziennie wybierał się do Hyde Parku, czasem ze znajomymi, czasem sam, wspinał na mównicę i zaczynał nawijać...o wszystkim. Potrafił godzinami rozwodzić się na temat miłości, polityki, potrzebie edukacji i zdrowego sceptycyzmu, o wojnach, ludzkiej naturze, odwiecznej walce dobra ze złem, o potrzebie zmian, kreatywności, wolności umysłu i wewnętrznym spokoju... Od samego początku traktował to dziwne hobby bardzo poważnie. Niemal jakby była to jego życiowa misja. Najzabawniejsze było to, że Jezus naprawdę gadał z sensem. Barwnie, prosto i do rzeczy. Ludzie uwielbiali go słuchać a później z nim dyskutować. W dawnych czasach, dobry mówca był na wagę złota, teraz mógłby zostać co najwyżej prezenterem telewizyjnym, ale kariera zupełnie go nie obchodziła. Nie to, żeby był leniwy. Kiedy trzeba było zakasać rękawy, potrafił się przyłożyć jak mało kto. Był jednak za bardzo zbuntowany by pracować jako podwładny, a już tym bardziej korporacyjny podwładny. Niemniej jednak słowo było jego prawdziwym darem. Potrafił kierować ludźmi jak zaklinacz węży, tylko bez fletu, turbanu, wiklinowego kosza i węży. Niektórzy powiedzieliby, że jest urodzonym lobbystą, choć sam by siebie tak nie określił. Potrafił ugadać praktycznie każdego i było to równie interesujące, co zabawne do oglądania. Pewnego razu, patrol policyjny złapał Jezusa z uncją zielska w ekologicznie przyjaznej torbie na ramię, podczas rutynowej kontroli. Posiadanie z zamiarem dystrybucji. Groziło mu za to do dziesięciu lat. Zaczęło się od tego, że namówił dwóch funkcjonariuszy którzy go aresztowali, by pozwolili mu zapalić ostatniego jointa, zanim trafi do pierdla... Skończyło na tym, że nie tylko nie dowieźli go na posterunek, ale nawet namówił jednego z nich by wystąpił z policji, bo jest bardzo szlachetnym i dobrym człowiekiem, który nie musi się dowartościowywać pozorną władzą, jaką daje odznaka. Nikt naturalnie nie uwierzyłby Jezusowi w tą historię, gdyby nie ten były policjant, który łaził za nim wszędzie przez cały tydzień po zajściu, przeżywając drugą młodość, pijąc wino i tańcząc pół-nago z hipisowskimi dziewczynami w parkach. Na serio, taką miał dobrą gadane. Dlatego, kiedy Jezus zakończył swoją retorykę na temat niemożliwości zaniku piersi u kobiet, Judaszowi nie pozostało nic innego, jak tylko przyznać mu rację.

-...nie wspominając już o tym, że kobiece ciało musiało by wytworzyć inny "magazyn z dojściem" dla składowania gruczołów mlekowych, przy karmieniu po porodzie.
- Szkoda - skwitował bez entuzjazmu Judasz - Fajnie byłoby mieć pod ręką parę cycuszków kiedy ich tylko potrzebujesz...

Wydatny monolog przyprawił Jezusa o watowate uczucie w ustach. Próbował przycisnąć język do górnego rzędu zębów, tak by pobudzić ślinianki do pracy, ale kiedy tylko kubki smakowe dotknęły szkliwa, odniósł wrażenie jakby lizał twardy aksamit. Widząc Jezusa przesuwającego wściekle językiem po powierzchni swoich zębów, Judasz dźwignął się leniwie z ziemi, pogrzebał w swojej torbie, po czym wyciągnął termos i cisnął nim w jego stronę. Był on jednak pochłonięty swoją szczęką do tego stopnia, że nie zauważył pokaźnych rozmiarów termalnego naczynia lecącego w jego kierunku, dopóki nie oberwał nim prosto w klatkę piersiową. Jezus spojrzał na termos, który zatoczył niewielki półkole w trawie, tuż koło jego biodra. Czerwona nakrętka spełniała równocześnie rolę plastikowego kubka z niewielkim uchwytem, sam termos pokryty był wzorami fioletowych żab polujących na żółte muchy. Po chwili wpatrywania się w butelkę, Jezus wydał z siebie przeciągłe "aaaaauuuuuuaaaaaaaaaaa" i spojrzał pokrzywdzonym wzrokiem w stronę Miotacza Termosów. Rozczochrane włosy i pokaźna broda sprawiały, że wyglądał jak zdezorientowany bóbr w obecności kamer ekipy z Discovery Channel. Judasz, widocznie nie mając zamiaru ponieść odpowiedzialności za ten niespodziewany atak, powrócił do pozycji leżącej, założył obie ręce za głowę i wymamrotał pod nosem:
- Waleriana. Na zdrówko.
Jezus nie pytał o nic więcej. W tym momencie, perspektywa przyjęcia jakiejkolwiek cieczy wydała mu się iście zbawienna. Złapał za czerwone ucho kubka i przechylił termos, ale nie wyciekło z niego zaledwie kilka kropel. Zaintrygowany i nieco zaniepokojony postanowił rozkręcić naczynie, by zbadać powód zatoru. Jego oczom ukazał się nasiąknięty, postrzępiony las torebek herbaty. Było ich tak wiele, że nie można było w nim dostrzec samego płynu. Widząc konsternację na jego twarzy, Judasz pokusił się o szybkie wytłumaczenie:
- Zaparzyłem ją z dwudziestu torebek, żeby nam się przyjemniej leżakowało. Poza tym świetnie gasi pragnienie. Nalewaj cierpliwie... - instruował go dalej.
Jezus wzruszył tylko ramionami i zaczął ponownie wypełniać mozolnie kubek, a gdy po kilku minutach udało mu się dokonać tej sztuki i w końcu zwilżyć usta, z miejsca poczuł jej mocny i kojący zarazem aromat. Działała jak tłumik impulsów, jak koc opatulający zmysły. Byłaby idealna przy medytacjach. Dopił szybko resztę herbaty i podał kubek Judaszowi. Kiedy i on wypił większość zawartości termosu, spotkali się wzrokiem i wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Patrząc wyłącznie na swoje twarze, nie używając słów, wiedzieli że nadają teraz na tej samej fali. Oboje powrócili do pozycji leżących, po dwóch stronach Gorejącego Krzewu i zapadli w pół-senny letarg. Czuli miękkość trawy w którą zagłębiali się coraz bardziej z każdym oddechem i kontrastujący ze słońcem, ożywczy chłód jaki ciągnął od, wilgotnej jeszcze nieco po deszczach, ziemi. Powietrze wypełniało się oddalonymi ludzkimi głosami, przebrzmiewającymi spontanicznym śmiechem, ćwierkaniem ptaków i szumem liści z pobliskich drzew. Atakowały ich zapachy budzącej się do życia przyrody: kwiatowych klombów, świeżo strzyżonej trawy i pobliskiego stawiku. Wszystko naokoło było barwne i przyjemne. Przez moment zapomnieli, że znajdują się w publicznym parku jednej z największych metropolii europy.

- Twoja herba bardzo mnie...
- ...ugruntowała ? - dokończył za niego zdanie Judasz, po czym oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Jez... - słysząc swoje imię Jezus odwrócił się w stronę przyjaciela a jego wzrok nie mógł nadążyć za ruchami głowy. Widok przed jego oczyma przemieszczał się w tempie powolnego stroboskopu. Jakby ktoś w jego głowie, puszczał przez soczewki przyrodniczy film szpulowy. Klatka po klatce. Kiedy w końcu percepcji udało się nadgonić fizjologię zobaczył twarz Judasza, która przybrała teraz kolor dojrzałej maliny. Od ciągłego uśmiechania się, wszystkie mięśnie jego twarzy były napięte do granic możliwości i zarysowywały rozmaite łuki w okolicach ust, policzków, nosa, oczu a nawet czoła. Gdyby nie jego długie włosy wyglądałby identycznie jak nasycony pozytywną energią, drewniany posążek Buddy. Jeden z tych, które można kupić na jarmarku, w sklepie ezoterycznym lub na każdym międzynarodowym lotnisku. - ...muszę z Tobą na serio, poważnie porozmawiać. - głos Judasza brzmiał jak najbardziej poważnie, ale zupełnie nie korespondował z jego aparycją, co zaowocowało kolejną wspólną salwą śmiechu.
- Ale tak na serio, serio... - i znowu zaczęli się śmiać tak intensywnie, że aż rozbolały ich brzuchy.
- No dobrze, muszę po prostu z Tobą pogadać... - kontynuował swój wątek Judasz, ścierając jednocześnie z policzków zacieki po łzach.
- Zamieniam się w słuch Czcigodny - odparł sarkastycznie Jezus.
- Chodzi o to, że musimy się stąd ewakuować.
- Ewakuować ? - powtórzył Jezus, z niekrytym zdziwieniem w głosie.
- Ewakuować. Uciekać. Spier-da-lać... - uzupełnił Judasz.
- Możesz rozwinąć tę myśl ?
- Tkwimy w jednym miejscu jak ołowiane dupy. Świat stoi otworem, a my kisimy się w tym zasranym mieście. Lat nam nie ubywa. Za moment będzie za późno na cokolwiek. To jest ostatni dzwonek Ostatni świeży powiew życia...
Obok nich przebiegła, ciężko oddychająca kobieta w obcisłych spodenkach gimnastycznych. Miała modelowe pośladki. Jak dwa okrągłe, dobrze wypieczone bochenki chleba. Jedne z tych, w które masz ochotę wbić palce i tarmosić je puki nie zsinieją. Obserwując ich wirujący taniec, oboje wstrzymali oddech.
- O czym to ja mówiłem ?
- O powabnym powiewie powietrznego powietrza ? - odpowiedział pytaniem Jezus.
- Świeżym powiewie, no tak, stary, zostawmy to wszystko w piździec i wyjedźmy. Jeśli tu zostaniemy to zestarzejemy się w mgnieniu oka i zostaną nam tylko nostalgiczne okruchy szczęścia. Poza tym jeśli tu zostaniesz to w końcu Cię dopadną i dobrze o tym wiesz...
- Mnie ?!?! A co ja znowu zrobiłem ? - zapytał bogu winny Pasterz Zagubionych Owiec, starając sobie przypomnieć swój ostatni epizod zaćmy poalkoholowej.
- Ech... Pamiętasz jak wdrapałeś się na jednego ze lwów na Trafalgar Square i przez godzinę prawiłeś o tym jak rząd robi przeciętnego obywatela w jajo ? - zapytał retorycznie Judasz, unosząc przy tym jedną z brwi.
- Taaak... - odpowiedział poirytowany Jezus.
- A pamiętasz jak słuchacze już w trakcie Twojej mowy, postanowili urządzić nielegalną demonstrację antyrządową ?
- Taaak.
- A pamiętasz jak zgarnęli Cię na główny posterunek, jako głównego prowodyra zajścia, w którym nawet nie uczestniczyłeś ?
- Taaak! Ale...to był tylko jeden z nielicznych przypadków...
- I tu się mylisz przyjacielu - wypunktował Judasz celując w Jezusa swoim krzywym, opalonym palcem wskazującym, niczym Wujek Sam z propagandowych amerykańskich plakatów - Ostatnim razem, kiedy rozwodziłeś się na temat nierówności praw ludzkich różnych ras, słuchało Cię 111 osób.
- To niemożliwe... - odpowiedział Jezus, kręcąc przy tym przecząco głową.
- Liczyłem. - zripostował śmiertelnie poważnym głosem Judasz. Po chwili pauzy, kontynuował - Twój wykład na temat negatywnego wpływu globalizacji korporacyjnej - 83 osoby. Apel o konieczności ekologicznego życia i powrotu do natury - 103 osoby. Negatywny wpływ mediów i reklamy na percepcję rzeczywistości - 74 osoby. Tolerancja dla wszelkiej formy miłości - 69 osób. Wykład na temat sensu życia - 42 osoby. Rozumiesz do czego zmierzam ?
- ???? - Jezus uniósł ramiona i rozpostarł ręce na obie strony. Wyglądał niemal jak postać z jakiegoś świętego obrazu.
- Siejesz ziarno a później nie kontrolujesz wzrostu rośliny ! - wybuchł Judasz - Masz dobre intencje, ale ludzie różnie interpretują Twoje słowa. Ty mówisz o świadomości a oni o rewolucji ! W końcu wydarzy się coś naprawdę niedobrego ! Trafią po nitce do kłębka. Zamkną Cię w klatce jak niesforne zwierzę i wyrzucą klucz. A wtedy będziesz już tylko wykładał do gołych ścian swojej celi. - dodał i ta myśl sprawiła mu wyraźny smutek.
- W pewnym sensie, jestem za nich odpowiedzialny - powiedział półgłosem Jezus a tym samym wpadł w wyraźną konsternację, z której przebudził go zniecierpliwiony wrzask przyjaciela:
- To nie działa w ten sposób stary ! Pomimo Twoich najszczerszych intencji, porad, wyjaśnień, nauczania, nawracania...jakkolwiek byś tego nie nazwał, ludzie posiadają wolną wolę. Koniec końców, mogą zrobić coś, co będzie kompletnie odbiegało od Twoich ideologii.
- Przesadzasz... Straciłeś wiarę w ludzkość. - odparł zniesmaczony Jezus.
- Nie można stracić czegoś, czego nigdy się nie posiadało. Wiarę, pfffff. Jesteś zbyt ufny. Wiesz jak się nazywa nadmiernie ufnych ludzi w dzisiejszych czasach ?
- Naiwniakami ?
- Frajerami.

Oboje zamilkli na dłuższy moment i trawili wypowiedziane co dopiero słowa. Judasz skręcał kolejnego lolka i spoglądał raz na chmury leniwie wlokące się po sklepieniu niebieskim, raz na grupę młodych kobiet uprawiających jogę na szczycie pobliskiego pagórka. Nie patrzył w ogóle na swoje ręce. Nakręcił się w swoim życiu tak wiele jointów, że w jego umyśle było to zakodowane niczym odruch mechaniczny. Przebierał palcami, krusząc zielone kokony na wewnętrzny grzbiet bibułki a co jakiś czas mówił sam do siebie pod nosem: "taaak, wypnij tą dupkę", albo "taaak, pozwól tym balonom poskakać swobodnie", albo po prostu "ooo ooo taaak". Zanim się zorientował, trzymał w dłoni idealnie ukręcony stożek, gotowy do rozpalenia. Odłożył go na bok i zabrał się z miejsca za produkcję kolejnego. Jezus natomiast obserwował każdego, napotkanego wzrokiem człowieka, oczyma małego dziecka. Jakby wszystko dookoła było dla niego nowe, tajemnicze, nieodgadnione. Spojrzał na grupę młodych dziewczyn, siedzących na ławce nieopodal. Rozmawiały tylko o ciuchach, dietach i podbojach seksualnych. Zaraz obok nich, na trawie, siedziała grupa chłopaków, która rozmawiała mniej więcej o tym samym, tyle że nie zawracała sobie głowy ciuchami i dietami. Nieco dalej siedziała grupa kobiet w średnim wieku, która nie rozmawiała już o podbojach seksualnych. Mówiły o swoich domach, samochodach, wakacjach... To nie był Klub Książkowy jak za starych dobrych czasów, tylko Klub Wygodnej Skórzanej Kanapy i Dietetycznej Coli. W drugim końcu parku, zauważył mężczyznę, który wyszarpał kobiecie torebkę i uciekał pomiędzy ludźmi, ale nikogo zdawało się to nie obchodzić. Każdy interesował się tylko i wyłącznie sobą. Młode kobiety chodziły naokoło sadzawki, paradując w swoich nowych lekkich sukienkach i błyszczących butach z popularnych domów mody. Wybieg na świeżym powietrzu. Wokół sadzawki okrążanej przez modelki, jeździli młodzi mężczyźni swoimi świeżo umytymi autami. Każdy kolejny wyglądał jak kopia poprzedniego, a różnili się tylko kolorami samochodów. Ich złote łańcuchy, przesuwały się po napompowanych na siłowniach klatkach piersiowych przy każdym zakręcie. Opalenizna błyszczała w słońcu. Łokcie wystawiane przez otwarte szyby, zlodowaciały na kość. Ich wyszczerzone twarze krzyczały: chcę, chcę, chcę jeszcze więcej. Konsumpcja masowa biła zewsząd a zniewoleni przez nią ludzie, nakręcali ją coraz bardziej z sekundy na sekundę. Obserwował z pierwszego rzędu kult posiadania w akcji. Małe, zbite grupki ludzi w parku przewlekały hordy dzieci. Powietrze przepełnione było ich wrzaskami, piskami i śmiechem. Dzieci, ostatnia opoka nadziei. Bawiły się w policjantów i złodziei. Tek które były w grupie złodziei wyglądały na dużo szczęśliwsze. Inne bawiły się w wojnę. Co chwilę krzyczały "Bang ! Bang ! Strzeliłem Ci w głowę ! Nie żyjesz !". Jeszcze inne bawiły się w chowanego. Zanim rozpoczęły, za każdym razem, kłóciły się zażarcie. Nikt nie chciał szukać, wszyscy chcieli się chować. W dzisiejszych czasach, nikt już nie chce szukać. Wszyscy tylko by się chowali.

- Masz rację - odezwał się nagle Jezus, niczym wyrwany ze snu. Złapał za jednego ze skręconych jointów i odpalił go z miejsca.
- Hę ? Co ? - odparł Judasz, wyciągnięty z własnego transu.
- Trzeba stąd uciekać. Ruszyć w trasę. Tutaj tylko się marnujemy. Może w innym społeczeństwie ludzie zrozumieją co chcę im przekazać. To miasto jest już stracone - wykrztusił z siebie Jezus, z mieszanką smutku i nadziei zarazem w głosie.
- Noooooo ! To właśnie chciałem usłyszeć !
- Ruszajmy zatem. Komu w drogę, temu czas.
- Już ? Teraz ? - odpowiedział zdziwiony i podekscytowany jednocześnie Judasz.
- Czemu nie ?! - żachnął się Jezus - Nic nas tutaj nie trzyma.
- A co z Marią Magdaleną ? - odparł nieco spłoszony Judasz - Zupełnie o niej zapomniałem...
- Wbrew krążących o niej, niezbyt pozytywnych plotek, MM jest bardzo inteligentną i samowystarczalną kobietą. Nikt na tym świecie nie rozumie mnie lepiej niż ona. Nikt też chyba nie kocha mnie bardziej. Ona zrozumie. Zaczeka. Jestem pewien, że się na niej nie zawiodę.
- Jesteś pewien ?
- Cokolwiek by się nie stało, ona będzie przy mnie do samego końca. Jestem pewien. - odpowiedział Jezus z przekonaniem w głosie i uśmiechnął się na moment - Chodź. Wpadniemy do supermarketu, kupimy kilka rzeczy, złapiemy kogoś na autostradzie i przy odrobinie szczęścia, zostawimy ten burdel za plecami zanim nadejdzie zmrok.
- Spontan. Zajebiście ! - powiedział Judasz, z szerokim uśmiechem na twarzy.
Dopalili resztki swojego zielska i powolnym, nierównym krokiem ruszyli ku wyjściu z parku.

Poruszali się bardzo powoli i choć supermarket znajdował się w pobliżu parku, dojście do niego zajęło im ponad godzinę. Judasz, w przebłysku świadomości, stwierdził że muszą zaopatrzyć się w wózek, bo inaczej nie dadzą rady. Wrzucili monetę, zdjęli zabezpieczenie i wyciągnęli wózek, po czym uwiesili się na nim oboje i odpychając się nogami, pojechali w stronę działu z przyborami kempingowymi. Sklep wypełniony był cała masą ludzi, którzy biegali jak zahipnotyzowani od półki do półki, zagarniając multum mniej lub bardziej przydatnych produktów. W drodze do kąta z karimatami spostrzegli Serową Pannę, która pracowała na promocji a ponieważ oboje nie jedli nic od czasu śniadania, zatrzymali się na darmową próbkę. Po tym jak skosztowali tłustego cheddaru Jezus wpadł na genialny pomysł. Pognali wózkiem na dział dziecięcy i odnaleźli półkę z przecenionymi kostiumami. Zagarnęli do wózka wszelkie możliwe peruki i ruszyli z powrotem w kierunku serowych próbek. Założyli po peruce i podjechali po kolejny kawałek sera. Kolejna peruka i kolejny trójkącik sera na wykałaczce i kolejny i kolejny... Dziewczyna w tradycyjnym bawarskim stroju, trzymająca tacę pełną darmowych próbek, nie byłą naturalnie w ciemię bita. Ze stoickim spokojem obserwowała dwóch wariatów w kolorowych, damskich i męskich perukach, z ich długimi włosami wystającymi na wszystkie strony spod przebrania, podjeżdżających na wózku i udających co rusz innych klientów. Musiała pozbyć się wszystkich próbek cuchnącego sera, toteż pozwoliła im opróżnić całą tacę. Ta praca działała jej już na nerwy i Ci dwaj kolesie byli najciekawszą rzeczą jaka wydarzyła się przez cały dzień przy jej stoisku.
Podjeżdżając po raz dwudziesty w celu zgarnięcia dwóch ostatnich próbek, Jezus zorientował się, że to nieco podejrzane, że ciągle podchodzi do Serowej Panny dwóch kolesi z jednym wózkiem. Złapał za koszyk wypełniony po brzegi zakupami, podał go Judaszowi i nakazał wyjść z drugiej strony alejki, tak żeby dziewczyna od promocji nie zorientowała się, że są razem. Jezus odjechał nieco dalej dla niepoznaki. Judasz zapatrzył się przez chwilę na ustawiony obok telewizor, w którym pokazywali najnowsze wydanie DVD do fitnessu. Kobieta wypinała swoje jędrne pośladki wprost do kamery. Były tak kształtne, że przez chwilę miał ochotę wystawić język i polizać je przez ekran. Kiedy w końcu udało mu się poskładać myśli do kupy, zauważył że nie ma koło niego Jezusa. Zaczął szukać go pomiędzy kolejnymi działami, ale nigdzie nie było po nim śladu. Ciągle rozglądał się na boki, wpadając na ludzi. Po chwili zaczęła boleć go ręka i wtedy przypomniał sobie, że trzyma koszyk pełen zakupów.
- Hej Ty !!! - usłyszał głos za plecami. Jakiś mężczyzna, z nabiegłą krwią twarzą kierował się w jego stronę i krzyczał - TY !! Ty w peruce Elvisa ! To moje zakupy !
Judasz zaczął nieco panikować, ponieważ nie miał pojęcia o co chodzi rozdrażnionemu mężczyźnie i kiedy ten podbiegł i złapał za rękojeść koszyka, zaczął się z nim szarpać, chroniąc się przed oczywistą kradzieżą. Mężczyzna nie dawał jednak za wygraną a w obliczu możliwości utraty zakupów, nie pozostało mu nic innego jak tylko wzywać pomocy:
- Jezu !!! Jezu, pomocy ! Ten chuj zabiera moją polędwicę ! Jezu !! - odwraca się do mężczyzny i warczy - Puszczaj skurwysynu ! - odwraca się znowu w kierunku ludzi i krzyczy - Jezuuuuu !!! Gdzie jesteś ?! Jezu, dlaczego mnie opuściłeś ?!!??!
Nagle poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Obejrzał się i zobaczył roześmianego od ucha do ucha Jezusa w tęczowej afro peruce.
- Gdzieś Ty był ?!
- Znalazłem małą pizzerię. Ten ser strasznie mnie rozochocił. Chodź, przekąsimy coś na ciepło.
- A co z moimi zakupami ? - odpowiedział niepewnie Judasz oblizując usta i przełykając głośno ślinę.
- Spójrz jaka długa jest ta kolejka do kasy. Naprawdę chce Ci się w niej stać ? - odpowiedział Jezus przekonująco.
Judasz puścił koszyk, obrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic wyszli, zostawiając peruki na półce z produktami mlecznymi.

Po zjedzeniu dużej pizzy i czterech koszyków pieczywa czosnkowego wydostali się w końcu na świeże powietrze. Słońce zaszło dawno za linię horyzontu a całe miasto opanował przenikliwy chłód. Z pełnymi brzuchami, oboje czuli dogłębne zmęczenie i senność. Zarówno Jezus, jak i Judasz, wiedzieli że mieli zrobić coś ważnego tego dnia, ale za nic w świecie nie mogli sobie przypomnieć co to było. Zapalili po papierosie debatując nad tym, po co wybrali się do supermarketu. Ser ? Peruki ? DVD do fitnessu ? Trwali tak w konsternacji dobre piętnaście minut a nieprzyjazny wiatr chłostał ich po nagich łydkach natarczywymi podmuchami. Nic. Kolejne kilka minut, brutalnie wykasowane z ich pamięci. Judasz objął się ramionami na wysokości klatki piersiowej, jakby próbował się sam ukoić przytulaniem. Cała jego skóra pokryła się gęsią skórką a włosy na przedramionach nastroszyły się jak ogon kota gotowego do ataku. Postanowili rozejść się na dziś i pomyśleć nad tym problemem jutro w parku.
Kiedy Jezus dotarł do domu, Maria Magdalena czekała już w łóżku. Czytała "Kod Leonardo Da Vinci" i zaśmiewała się do łez. Położył się koło niej i wtulił w jej ciepłe, pachnące mydłem po wieczornym prysznicu ciało. Chciał jej opowiedzieć o wszystkim co dzisiaj robił, szczególnie o Judaszu szarpiącym się o koszyk, ale czuł że jego powieki zamykają się mimowolnie. Ilekroć zaczynał zdanie, zasypiał zanim zdołał je dokończyć.
- Opowiesz mi o tym jutro kochanie, spróbuj się trochę przespać – powiedziała odgarniając mu włosy z twarzy.
Zamknął na dobre oczy i spowolnił oddech i powolnym tempem, dryfował na jego miarowych falach. Zapanowała idealna cisza. Słyszał tylko delikatny szelest przewracanych przez Marię Magdalenę stronic. W momencie kiedy odpłynął już niemal zupełnie, irytujący dźwięk telefonu przywrócił go z powrotem do rzeczywistości. Zmarszczył brwi, sapnął zniecierpliwiony i z niechęcią podniósł słuchawkę.
- Hal... - przełknął ślinę by zwilżyć wyschnięte usta – Halo ?
- To ja. - odpowiedział mu Judasz wyraźnie podekscytowanym głosem – Przypomniałem sobie !
- Co ?
- Przypomniałem sobie ! Mieliśmy uciec ! Ty i ja...
- No tak... Jutro. Jutro ruszymy w świat. Ty i ja. Okej ?
- Okej. Zatem dobranoc. Ucałuj ode mnie MM, tylko z pasją !
- Pierdol się – odpowiedział sennym głosem i odłożył słuchawkę. Pomyślał, że musi się porządnie wyspać, jeśli mają jutro wyjechać poza granice kraju. Jego umysł mówił mu, że to najlepsze rozwiązanie, ale serce z kolei nadal trzepało impulsywną niepewnością.

Nie udało im się uciec nazajutrz, ani pojutrze, ani popojutrze. Ciągle stawało im coś na przeszkodzie. Aż w końcu, pewnego dnia, uzbrojeni ludzie aresztowali Jezusa w jego własnym domu. Wywlekli go z domu, w samych gaciach, tak jak przewidział to Judasz i nie mogli już więcej uciec.
Dla niektórych ludzi, nie ma ucieczki przed przeznaczeniem.

4 komentarze :

  1. wszystko pieknie tylko w swoich tekastach traktujesz kobiety zbyt podmiotowo. moze napisz cos o meskiej gej parze dla rownowagi.z checia poczytalabym o facecie napalonym na pieknie wyrzezbione meskie cialka.
    z calym szacunkiem dla twojej tworczosci.
    xyz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Końcówko Alfabetu,
    Spora większość (jeśli nie całość) tekstów jest pisana z męskiej perspektywy, choć nie sami mężczyźni są odbiorcą docelowym. Męska perspektywa jest zgoła zawężona. Dzięki temu zawężeniu kobiety mogą kochać nas za prymitywną impulsywność oraz okazyjnie nazywać nas kretynami (zasłużenie).
    W podmiotowym podejściu, chodzi głównie o męską formę przekazu a nie same intencje wobec kobiet.
    Sporo tych tekstów jest też pisana "na gorąco", w przypływie chwili...
    Dla kobiety okres wiosny i wakacji to opcja na lżejszy strój i opalanie nóg w drodze do pracy...dla mężczyzny natomiast jest to okres mentalnej katorgi. Ciężko nie pisać o wzrastającym pożądaniu, kiedy las smakowitych łydek, napierdala mnie po oczach z siłą młota kowalskiego.
    Temat rzeka, który mogę zgłębić drogą mail'ową. Zapraszam do rozpoczęcia debaty.

    Przyrzekam również, że niedługo zagłębie się w kobietę a także napiszę o niej coś miłego ;)
    (żarcik w stylu Judasza...)

    Tematyka męskiego homoseksualizmu nie zawitała w tekstach do tej pory, głównie dlatego, że nie jest mi bliska. Nie wykluczam natomiast takiego opowiadania. Muszę się tylko zaopatrzyć w ekstazy i miękki pulower ;)

    Przepraszam, ale nie jestem wielkim fanem poprawności politycznej.
    Ktoś musi być czarnym charakterem...

    OdpowiedzUsuń
  3. czcigodny autorze :)
    wyzywam cie na pojedynek z twoimi wlasnymi limitami (ktore przejawiaja niemoznoscia/umiejetnoscia!?/ zmiany perspektywy).wydajesz sie byc na tyle zuchwalym literackim rozbujnikiem ze nie powinno ci to sprawic intelektualnej trudnosci:)
    z niepodwazalnym szacunkiem
    xyz

    OdpowiedzUsuń
  4. No pięknie, Droga Czytaczko ;)

    Głaskanie kota z włosem, subtelny wjazd na ego, wszystko okraszone nutą niewinności...
    Winszuję stylowej manipulacji :)

    Naturalnie, teraz jestem ZMUSZONY wykaszleć z siebie coś przyzwoitego...
    Mężczyźni są tacy łatwi, nieprawdaż ?

    OdpowiedzUsuń