wtorek, 17 lutego 2009

"Doceń Żula"



Istnieli niemal od zawsze. Ludzie-karaluchy egzystujące w zasyfionych kątach każdego miasta. Tworzą nieformalną cyganerię społeczeństw, pielęgnowaną pokoleniami. Na miejsce starych przychodzą młodzi, mimowolnie wspomagając nieprzerwaną kontynuację cyklu. Wyklęci przez innych ludzi, żyją nieistniejąc zarazem. Masowa wzgarda i brak akceptacji ich stylu bycia, sprawiła że zwykło się ich omijać szerokim łukiem i ignorować. To zadziwiające, jak łatwo wyprzeć niektóre fakty z ludzkiej świadomości. Jakby całe zastępy ludzi nauczyło się patrzeć na skały, nieruchomo stojące przez lata w tym samym miejscu, wmawiając sobie że to tylko powietrze. Choć przecież każda dzielnica, każde osiedle i każde podwórko, posiada swoją żulerską kastę. Żule nie mają nic do stracenia, bo utracili już wszystko co mieli. Unikani przez znajomych, odtrąceni przez sąsiadów, wyparci z własnych rodzin. Brzydcy, niechciani i nielubiani. Ekskrementy narodów. Tak łatwo w dzisiejszych czasach przyczepiać etykietki. Z panem nie chcę mieć nic do czynienia, bo jesteś pan zataczającą się zakałą społeczeństwa, niechlujną, bezrobotną kupą brudu i na domiar złego, pierdolisz pan od rzeczy. Ile razy, będąc dzieckiem, zdarzyło wam się przechodzić koło żula i zapytać swojej matki: "dlaczego ten pan tam leży?". Ile razy usłyszeliście z jej ust słowa: " nie przejmuj się, to tylko pijak". To przecież nie człowiek, to pijak. Mnie to zawsze zastanawiało, dlaczego ten żul co upadł i zapomniał się podnieść, jest nazywany pijakiem a nie człowiekiem, bo jak dla mnie zawsze wyglądali łudząco ludzko.

Dzisiaj już wiem, że różnica pomiędzy żulem a przeciętnym członkiem społeczeństwa jest taka, że żule bez cienia skruchy potrafią się napierdolić w biały dzień na widoku a cała reszta pije w ukryciu, w barach lub zaciszu domowym. Spójrzmy prawdzie w oczy, w tym kraju wszystko robi się przy wódce. Świętuje chrzciny dzieci i opłakuje śmierć rodziców. Mniej lub bardziej świadomie, jesteśmy uczeni picia od najmłodszych lat. Kiedy przekracza się granicę bycia człowiekiem który pije a żulem ? Granica jest względna. Stajesz się żulem, kiedy inni mają Cię za żula. Degradacja poprzez ocenianie tworzy żuli każdego dnia. Dlatego tak bardzo ludzie dążą do picia w ukryciu. Ja, stawiam stanowczy sprzeciw etykietkom. Tak jak wszyscy, mam swoje słabości i akceptuję ich społeczne brzemię. Idąc dalej tropem tego pełnego hipokryzji polskiego myślenia, muszę się określić jako alkoholik, narkoman i seksoholik ze słabością do papierosów. Tak samo jak większość uczniów szkół gimnazjalnych, średnich i wyższych. Toteż zachęcam do przysyłania mi paczek z cegłami drogą pocztową a ja wam oszczędzę czasu i sam się ukamienuję.
Z własnych obserwacji, mogę z całą stanowczością stwierdzić, że poważny problem alkoholowy, dotyka najczęściej ludzi o niebywałej wrażliwości. Uzależnienie od alkoholu, nie może być traktowane w tych samych kategoriach nałogu, co choćby narkomania. Myśląc o fazie wstępnej sięgania po dajmy na to wódę, nikt nie budzi się pewnego dnia, czując że jak się nie najebie to go rozsadzi od środka, jak to bywa w przypadku dragów. To życie napędza ciągi alkoholowe. Potoki nieszczęść, tragedie życiowe, bankructwa... Każdy żul ma swoją historię.
Od momentu, w którym zrozumiałem, że Podwórkowe Żurki nie są ucieleśnieniami samego szatana, zacząłem coraz śmielej rozmawiać z nimi, kiedy nadarzała się okazja. Ilekroć miałem nieco czasu do poświęcenia, wdawałem się z nimi w zażarte dysputy. Innymi razami, wysłuchiwałem ich grzechów, niczym spowiednik w konfesjonale. Niekiedy wymienialiśmy się myślami na dane tematy, żartowaliśmy i piliśmy ramię w ramię dla towarzystwa. Ponieważ żuli nie trzeba szukać, bo zawsze są gdzieś w okolicy, przez kilkanaście lat udało mi się poznać ich całe mnóstwo. Drobnych złodziei paliwa, wykolejeńców losu, bankrutów, bezdomnych, utalentowanych obiboków, sfrustrowane głowy rodziny i osiedlowe kryminalne legendy. Ich nie trzeba szukać, sami Cię znajdą. Jeśli na dodatek możesz im dorzucić do ćwiarteczki, odstąpić szluga lub po prostu ich wysłuchać, staniesz się ich najlepszym, półgodzinnym przyjacielem. To co zawsze podobało mi się w żulerskiej gadce, była ich kompletna, naga szczerość, brak skrępowania czy tematów tabu i przerażający naturalizm ich wypowiedzi. Taka rozmowa, jest niczym sesja terapeutyczna, gdzie można zdjąć swoją maskę, gdzie można mówić o wstydliwych rzeczach, których nie mówi się najbliższym przyjaciołom, być przesadnie wulgarnym, gdzie żadna ze stron nie będzie sztucznie uprzejma. To wzajemna sesja, podczas której można dotknąć swej pogardy własnym sumieniem i zatopić się w nieszczęściu drugiej osoby. Nie nazwałbym tego słowem "katharsis", aczkolwiek niesie ona w sobie dozę ukojenia.
Zdaję sobie sprawę z tego, że przedstawiony przeze mnie obraz żula śmierdzi patosem. Nie chodzi mi również o gloryfikację żulerskiego stylu życia, to byłoby zbyt obrazoburcze. Mówię raczej o zatrzymaniu się w pędzie i chwili kontemplacji, nie ocenianiu książki po okładce, otworzeniu się na drugiego człowieka. Zawsze patrzyłem na nich jako ludzi doświadczonych życiem, w taki czy inny sposób. Poprzez opowieści posmakowałem ich losu. Słuchałem o tym jak przeżyć na ulicy, jak kraść części samochodowe, jak korzystać z usług przydrożnej kurwy, jak pić wódkę więziennym stylem by starczała na dłużej i jak skutecznie żebrać o pieniądze. Były też konwersacje wyższej wartości: filozofie Nietzschego, Kanta czy de Sade, prawdziwy obraz obozów koncentracyjnych, dyskusje na temat literatury klasycznej, bohaterskie opowieści drugiej wojny światowej, jak doceniać wolność wyboru, przegląd funkcjonalności ustrojów politycznych, jak czasem lepiej słuchać serca niż rozumu i jak szanować kobiety i ich wrodzoną dobroć. Raz nawet, żul przygotował mnie do sprawdzianu z historii na podwórkowej ławce.

Ilu ludzi na świecie, tyle historii w eterze. Jednym razem nasłuchacie się o stęchłym smrodzie więziennej pryczy, innym o awangardzie powojennego teatru polskiego. Nie nawołuję do szanowania kogoś, kto nie ma szacunku do samego siebie. Nie nakłaniam do wielbienia śmierdzących żebraków. Nie chcę wszczynać rewolty na tym polu. Jednak czasy degradacji ludzkiej, minęły wraz z okresem wojennym. Nie nakładajmy na siebie społecznych barier, nie zamykajmy się nawzajem w szufladkach. Oni to również my. Pijący czy nie pijący, styl życia nie jest wyznacznikiem wartości człowieka. Nikomu zdaje się nie przeszkadzać wczytywanie się a nawet bezwarunkowe poszanowanie, dla słów spisanych przez Hemingwaya czy Hłasko, pomimo tego że alkohol odgrywał kluczową rolę w ich życiu i twórczości. Czy ich alkoholizm był "lepszy" niż innych ludzi ? Ja wiem, że jeśli spotkałbym Charlesa Bukowskiego na podwórkowej ławce i miałbym okazję przy rozmowie najebać się z nim do nieprzytomności, nie zastanawiałbym się dwa razy. Doceń żula.

6 komentarzy :

  1. Moim zdaniem żul to człowiek bez psaji, kowal swojego losu. To człowiek chory, który często odmawia pomocy bo mu najprawdopodobnie wygodnie "wyzulić" szluga czy pare groszy na wino, zamiast iśc do pracy, jakiejkolwiek. Nie żal mi ich, bo w przeciwienstwie do bezdomnych zwierząt mają ten cholerny wybór!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. W dobie prężnych odkryć genetycznych oraz braku inicjatyw ze strony rządu, w temacie pomocy rodzinom patologicznym, mogę polemizować na temat kwestii wyboru.
    Chodzi właśnie o to, by spojorzeć na nich jak na ludzi z problemem a nie błaznów z ambicjami całożyciowej najebki...
    Niemniej jednak docniam posiadania własnego, przemyślanego zdania na ten temat. To dość rzadkie w dzisiejszych czasach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy jest człowiekiem bez wyobraźni czyli orzechem włoskim. Jeżeli pasją żula jest kucie swojego losu i bycie żulem to co? Żulerka to ciężka praca. Znam wielu z tobą orzechu na czele, którzy woleliby cały dzień pierdzieć w czapkę albo iść do ciężkiej fizycznej pracy byle tylko nie zostać żulem. Nie dość, że chłopaki przegrzewają się latem, a przemarzają zimą to jeszcze stanowią margines społeczny czyli otrzymują mentalną blokadę społeczeństwa przed uznaniem, że pod maską kryje się człowiek w standardzie. Choć nie zawsze. Tak czy inaczej boisz się więc kopiesz jak twój dziadek ramapitek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe porównanie :) orzech- człowiek bez wyobraźni. Ten komentarz wynika z moich obserwacji , czy Ci sie to podoba, czy nie. Miej litośc i nie krytykuj tylko spróbuj zrozumieć- jak autor tekstu. W ramach sprostowania - dostrzegam w bezdomnych człowieka, bo niby co??? zwierze?? Wtedy to byłby komplement :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Orzechy ostatnio robią się nieznośne. Poleciłbym ci zapoznanie się z kloszardem imieniem Henry Chinaski. Żadne zwierzę nie może świadomie się bić po to by poczuć swoje istnienie. Zwierzęta uciekają od bólu i cierpienia. Oczywiście jeżeli ktoś może mnie poprawić to chętnie dowiem się, że się mylę. I nie wystarczy przykład własnego psa, który z uporem wali głową w kanapę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ramapitek...
    hrhrhrhrhrhrhrhrhrrrr :)

    OdpowiedzUsuń