niedziela, 8 lutego 2009

"Miasto"




„Bardzo delikatny jestem na kacu..."

Choć poranne, świeże powietrze obiecująco napełnia płuca nadzieją, odradzające się słońce nie pozostawia już żadnych złudzeń. Niczym pięcioletni szczyl znęcający się nad robakiem, wkłuwa swe promieniste szpilki w moje oczy. Drętwieje i nie chcę stawiać kolejnego kroku, w kierunku przystanku autobusowego. Posklejane poranną ropą oczy, wyłupiają się z twarzy, jak gdyby to mogło pomóc w zrozumieniu kolumn szmatławca, jakim jest „Metro”. Łuskanie ochłapów informacji z bezpłatnego dziennika, który chcąc nie chcąc, stał się najsilniejszym, opiniotwórczym medium społeczeństwa. Zgroza. Karawan sztywnych ciał wiezie je do prac, szkół, sklepów... Czuję reklamówkę wypchaną warzywami, rytmicznie punktującą moją szczękę. Jest też chrząkanie z westchnieniami. Właśnie doświadczyłem kombinacji zaczepnej, komunikatu pozawerbalnego, który niósł ze sobą jasny przekaz: „powinieneś ustąpić miejsca, Ty skurwysynu!”. Chcę być w nadmorskiej miejscowości, gdzie ludzie przemieszczają się rowerami. Chcę kojącej bryzy. Chcę suchego, ciepłego piasku na moich stopach i dłoniach. Chcę chociaż wrócić pod kołdrę, owinąć się nią niczym kokonem i zapaść w kilkugodzinny letarg. Udawać, że mnie tu nie ma, bo mnie nie widać, jak wtedy gdy byłem chłopcem. Czy chcę naprawdę?
To stwierdzenie urosło już niemal do rozmiaru mitu, niemniej jednak, prawdziwego życia można zakosztować tylko w mieście. Każde jest inne, oryginalne. Ma wiele twarzy. Miasto nie jest szarą kwadraturą bloków i pętlami asfaltowych ulic. To mozaika ludzi, legend i miejsc sklejanych latami. Miasto nikogo nie pozostawia obojętnym. Może Cię wzmocnić lub zniszczyć. Rządzi się swoimi okrutnymi prawami, na które już żaden z nas nie ma wpływu. Ład i porządek, kontrolują przebieg ludzkiej dziennej rutyny. Bez nich miasto nie ma prawa istnieć. Kiedy Ty pracujesz, miasto pracuje. Kiedy Ty śpisz, miasto zdejmuje maskę pozorności. Tylko wtedy może ujrzeć jego prawdziwą twarz i bezwstydnie upajać się jego nagością. Prawdziwe przebudzenie następuje po północy...

„Oddycha miasto ciemne, otulone snem
Nienasycone łzami...”


Mickiewicz nazwał tę wyrwę czasoprzestrzenną „godziną duchów” i jakże trafne były jego słowa... duchy są obecne i dziady też. Gdy gaśnie sygnalizacja drogowa, pozostajesz sam na sam z bezkresem ulic i tylko żywe, pomarańczowe światło mruga do Ciebie zachęcająco. Możesz ze spokojnym sumieniem złapać lwa za grzywę i trząść jego pyskiem. Jesteś wyzwolony. To co na co dzień piętnowane jest przez społeczeństwa miast, nocą jest mile widziane. Miasto daje niezbędną, pozorną anonimowość. Noc uwalnia od formy i otwiera duszę. Jutro przestaje być istotne. Uwalniają się emocje. Miejska noc, która dla jednych jest labiryntem pełnym niebezpieczeństw, dla innych jest baldachimem, uwalniającym od wstydu i sumienia.

„Normalnie o tej porze, wożę się po mieście...”

Noc ,niczym wrota do innego wymiaru, ukazuje to czego za dnia nie sposób zobaczyć. Tylko tak możesz poznać swoją sąsiadkę, która dorabia prostytucją do pensji podstawowej. Sąsiada, który był profesjonalnym graczem piłki nożnej, a który po śmierci żony stracił zmysły, rozpił się i postrzega chlastanie ramion żyletką jako hobby. Córki, które pieprzą się z byle kim na złość rodzicom. Synów, którzy handlują prochami, żeby kupić młodszemu bratu nowe buty. Miasto nocą ma swoisty gorzko-słodki smak. Nic co ludzkie nie jest mi już obce.

„Ja i Ty, nocne miasta ćmy...”

Stajesz ramię w ramię z duchami i dziadami obu płci, a miasto staje się waszym miejscem terapii grupowej. Dziady rozpromienione etylem koegzystują wtedy z duchami o psychoaktywnych świadomościach. Chrystusy dwudziestego pierwszego wieku, uśmiercające swoje ciało z powodu grzechów ludzkich. Przyświeca wam wspólny cel. Możecie tańczyć i śpiewać, śmiać się i płakać, wrzeszczeć i milczeć. Możecie utonąć w uściskach nieznanej Wam osoby, niczym jej brat lub siostra, alternatywnie stoczyć bój na pięści, jak zaciekli wrogowie. To bez znaczenia. Ważne jest to, że uwalniacie się od formy. Tylko ten moment liczy się naprawdę, kiedy oboje czerpiecie pełnymi garściami z magii miasta nocnego.
Nie da się zaprzeczyć temu, że niewiele tak jednoczy, jak wspólne knajpy, wydeptane ulice... nawet zaszczane aleje. Gdzie incydenty z nocnych autobusów, przeradzają się w legendy. Gdzie enigmatyczna żulernia i wiecznie narzekające ekspedientki całodobowych sklepów, na żywo tworzą historię. Gdzie ktoś spotkany nocą na ulicy, z rozdartym sercem, bez cienia zażenowania, może Was poprosić o potwierdzenie jego przekonania, że wszystkie kobiety to kurwy. Gdzie każdy może znaleźć kąt dla siebie.

Miasto grzechu, miasto anioła, miasto gniewu, miasto boga. Miasto ma wiele twarzy, lecz jedną ideę. Jest Twoje. Ty tworzysz miasto, miasto tworzy Ciebie. I wyniszczacie się nawzajem. Platoniczną symbiozą.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz